[more]
JEFF BECK to postać szczególna w świecie szeroko rozumianej muzyki rockowej. Mimo udziału w wielu projektach i wspólpracy z największymi, trudno utożsamić Go z czym innym jak Jego własnym nazwiskiem i firmą samą w sobie. Podobnie jak GARY MOORE, tak i JEFF BECK najbardziej kojarzony jest właśnie z solowymi projektami, a jeśli są to grupy, lub projekty -zawsze postrzegamy je jako ,,zespół JEFFA BECKA''.
Po nowy album Artysty sięgnąłem z wielkim zaciekawieniem, gdyż w większości wypełniają go standardy muzyki... ,,niekoniecznie rockowej''. Ponadto udział w nagraniach 64-osobowej orkiestry zaintrygował mnie... Czyżby JEFF BECK podobnie jak Jego kolega (ongiś wokalista rockowy, który z Nim kiedyś współpracował) przywdział frak i stał się kolejnym dystyngowanym pajacem w muszce? Nie, nic podobnego!
Piękna rozkładana okładka kryje w sobie (tradycyjnie już) grubą, ciężką (180g), gramofonową płytę, która po opuszczeniu na nią igły otwiera przed nami cudowną gamę dźwiękowych barw.
,,Corpus Christi Carol'' -gitara słyszana z niebios, wspaniale intro. Solo Becka a w tle dźwięki orkiestry zaangażowanej do tego projektu, łkająca gitara niespodziewanie pokazuje lwi pazur i odjazd! Efekt piorunujący: bardzo ostro i głośno, nie ma okienka z nr utworu (jak w odtwarzaczu CD), ale to musi być już ,,Hammerhead'' -drugi utwór na plycie! Takiego J.Becka właśnie uwielbiam! Numery przechodzą jeden w drugi, a kolejny temat to ,,Never Alone'' -bardzo progresywnie i ,,camelowo'' (czytaj: pejzażowo). Wyobraźnia podsuwa różne obrazy w takich momentach (ptaki na niebie, jezioro o zachodzie słońca... poniosło mnie). Numer wycisza się leniwie ...a to co? ,,Over The Rainbow''! Jeden z najpiękniejszych amerykańskich standardów z lubością wyśpiewywany w ostatnich latach na quasi-jazzowych płytach typu ,,American Songbook'' przez wielu Artystów i artystów. Tutaj podany we własciwy, charakterystyczny dla Gitarzysty łkajacy sposób z orkiestrą w tle. Kolejny standard na płycie (choć z trochę ,,innej beczki''): ,,I Put A Spell On You'' i mamy pierwszy głos na płycie: niezwykle dynamiczna Joss Stone, której wyśmienicie wtóruje gitara. Pomimo smyczków w tle jest soczysty power! Ostatni na tej stronie longplaya ,,Nessun Dorma'' to jakby kontynuacja pierwszego utworu plyty a zarazem pięknie kończący pierwszą stronę płyty klimatyczny kawałek będący jedną z najpiękniejszych melodii świata (Puccini). Majstersztyk! Gdy kończy się strona płyty odnosimy wrażenie iż pierwsza część tej płyty właśnie tak została pomyślana aby tworzyła spójną całość. Wielki hołd Wielkiego Gitarzysty dla płyty winylowej -brawo!
Druga strona, a zarazem druga część płyty rozpoczyna się tajemniczo i niepokojąco: ,,Serene'' -w tle efekt zniekształconego głosu, z cicha wyłaniająca się perkusja i start: ruszylismy! Trochę funkujący klimat jakim lubi nas często raczyć JEFF BECK z wyeksponowaną linią basu (prześliczna Tal Winkelfeld, w której jestem od pewnego czasu platonicznie zakochany) i płyniemy! W tle anielska wokaliza Olivii Safe... Jest cudnie! Rytm wycisza się i zostajemy na koniec sam na sam z gitarą -tą jedyną w swoim rodzaju. ,,Lilac Wine'' rozpoczyna się wokalnie: Imelda May wyśpiewuje intro na tle orkiestry, a Beck w oddali i bardzo dyskretnie wygrywa swe czarowne dźwięki by po chwili zająć główne miejsce. Chyba trochę słabszy klimatycznie utwór, ale dzięki temu bierzemy głębszy oddech i czekamy. Co dalej? ,,There's No Other Me'' -do głosu wraca ponownie jedna z trzech wokalistek tej płyty: żywiołowa J.Stone. Robi się głośno a gitara wędruje z jednego kanału na drugi.
Tak jak pierwsza strona płyty, tak i druga spięta jest swoistą klamrą. ,,Elegy For Dunkirk'' to piękne zakończenie płyty (ponownie dyskretna nieziemsko brzmiąca wokaliza O.Safe).
Orzeł z pięknej okładki albumu trzymający w szponach gitarę odleciał, choć w uszach mamy jeszcze trzepot jego skrzydeł, choć w uszach mamy jeszcze dźwięki gitary... Piękna płyta! To jedna z tych nowych, właśnie nagranych, świeżo wydanych płyt, podczas których słuchania myślę: ,,Dla takich płyt warto żyć''.