│  B  │ C │ D │ E │ F │ G │ H │  J  K │ L│ M│ N │ O P │ Q │ R │  T  │  U  │   │ W  Y Z

12 grudnia 2011

Pośród płyt

Ziggy MARLEY and the Melody Makers: Jahmekya
Mark KNOPFLER: The Princess Bride
MARILLION: Somewhere Else
Dweezil ZAPPA: Return Of The Son Of...
Johnny CASH: The Real... Johnny Cash



[more]

PRIVATE COLLECTION

 ZIGGY MARLEY and the Melody Makers: Jahmekya /CD 1991 Virgin/
Raw Riddim; Kozmik; Rainbow Country; Drastic; Good Time; What Conquers Defeat; First Night; Wrong Right Wrong; Herbs An' Spices; Problem With My Woman; Jah Is True And Perfect; Small People; So Good So Right; Namibia; New Time & Age; Generation

''Jahmekya'' to album najstarszego z synów Boba Marleya -największej ikony muzyki reggae na świecie, nagrany wraz z jego grupą Melody Makers w roku 1991. Cokolwiek by napisać o przebiegu kariery Ziggy'ego Marleya nie byłaby to opowieść obfitująca w jakieś niesłychane sukcesy i powodzenie, aczkolwiek od lat Ziggy ma swą wierną grupę zagorzałych fanów i wielbicieli. W okresie kiedy wydany został omawiany album, Ziggy był artystą niezwykle aktywnym twórczo, przez co nie wszystkie jego produkcje zaspokajały oczekiwania związane z nazwiskiem obciążonym tak dużą odpowiedzialnością.
''Jahmekya'' to album trochę nierówny, który naładowany jest zarówno funkiem, popem jaki i najróżniejszymi groove'ami, których skromnym zdaniem piszącego ten tekst Ziggy Marley trochę w tych latach nadużywał.
Przykładem tego niech będzie otwierający całość: ''Raw Riddim'', poprzez swego rodzaju przepych aranżacyjny czyniący go małoczytelnym.
''Kozmik'' z kolei to świetny, utrzymany w stylu funky kawałek, który doskonale sprawdzał się na parkietach dyskotek przed laty, nawiązujący do klimatów pochodzących jeszcze z lat 70-tych. Co więcej: doskonale słucha się tego po 20-latach!
Fuzją reggae i funky jest także: ''Good Time'' -zdecydowanie jednak zaniżający poziom albumu.
Nieporozumieniem również wydają się nijakie: ''Jah Is True And Perfect''  i ''New Time & Age''.
Najbardziej powiązanymi z tradycyjną stylistyką klasycznego reggae a zarazem najbardziej mogącymi przypominać dokonania Boba Marleya są takie rzeczy jak: ''Rainbow Country'', ''Drastic'', ''Herbs An' Spices'', ''Namibia'' czy kończący album ''hymnowy'': ''Generation''.
Takie tytuły jak: ''What Conquers Defeat'', ''First Night'' czy: ''Small People'' to próby stworzenia bardzo komunikatywnych, przebojowych nagrań z melodyjnym i wpadającym w ucho refrenem a la popularne hity grupy UB 40. Oczywiście przyjemnie się tego słucha i trudno odmówić tym nagraniom wdzięku; są świetnie zaaranżowane, przyswajalne od pierwszego wysłuchania i wywołują pozytywne wibracje, lecz nie wykraczają poza ramy melodyjnej muzyki reggae.
Uwagę zwraca wirtuozeria instrumentalistów tworzących Melody Makers oraz bogata sekcja dęta i przepych aranżacyjny (w dobrym tego słowa znaczeniu) w takich kompozycjach jak: ''Wrong Right Wrong''.
Ciekawostką może być akustyczna, bluesowa ballada: ''Problem With My Woman'' ukazująca zgoła inne oblicze artysty, który udowadnia tym samym iż doskonale czuje się w estetyce bluesa a za udane połączenie stylistyki soul z brzmieniem reggae może uchodzić: ''So Good So Right''.
Częstokroć to co pierwotnie miało okazać się błogosławieństwem dla synów wielkich legendarnych i pomnikowych postaci świata muzyki jest dla nich przekleństwem. Przykładami tego niech będą: nagrywający doprawdy wspaniałe płyty: Julian Lennon, Dweezil Zappa czy bohater tej recenzji: Ziggy Marley. którzy choć poszczycić się mogą niewątpliwie ogromnym potencjałem twórczym i własną indywidualną fantazją i wrażliwością -zawsze postrzegani będą poprzez pryzmat dokonań swych niedoścignionych ojców.     


 MARK KNOPFLER: The Princess Bride /CD 1997 Vertigo/
Once Upon A Time... Storybook Love; I Will Never Love Again; Florin Dance; Morning Ride; The Friends' Song; The Cliffs Of Insanity; The Swordfight; Guide My Sword; The Fireswamp And The Rodents Of Unusual Size; Revenge; A Happy Ending; Storybook Love

Płyta wydana w serii ''remasterów'' Dire Straits i solowych dokonań Marka Knopflera zawiera muzykę z filmu znanego w Polsce pod tytułem: ''Narzeczona dla księcia'', który swą światową premierę miał w roku 1987. Dobrze, iż obok serii zremasterowanych albumów Dire Straits ukazały się też płyty z muzyką filmową napisaną przez Marka Knoflera, gdyż przypomniano tym samym o fakcie iż Knopflerowi zdarzyło się popełnić oprócz ''Local Hero'' również inne arcydzieła filmowe, jakim są ścieżki dźwiękowe do filmów: ''Cal'', ''Last Exit To Brooklyn"  czy właśnie omawiana w tym miejscu: ''The Princess Bride''.
Najsłynniejszym tematem z filmu jest: ''Storybook Love'', który w wersji instrumentalnej pojawia się już na samym początku płyty by ją pięknie zakończyć wersją instrumentalno -wokalną śpiewaną przez Williego DeVille. Swego czasu nagranie to znalazło się na wielu listach przebojów, zyskując większą popularność niż sam film, który choć otrzymał po wejściu na ekrany dwa Saturny oraz trzy inne nagrody i 10 nominacji, nie znalazł się w kanonie najsłynniejszych filmów dziewiątego dziesięciolecia minionego wieku.
Płyty jako całości słucha się doskonale, choć jest to typowa muzyka filmowa, podczas której każdy z tematów podporządkowany jest innej strukturze dramatycznej przypisanej konkretnym scenom i zdarzeniom mającym miejsce na ekranie. Często płyt z soundtrackiem można wysłuchać zapominając o istnieniu filmu, dla którego potrzeby stworzona została muzyka. W przypadku tego albumu od samego początku mamy do czynienia z muzyką wybitnie ilustracyjną. Nie przeszkadza to jednak zachwycić się poszczególnymi tematami, jak np. ''Morning Ride'' czy przepiękny, najbardziej chyba ocierający się o estetykę muzyki klasycznej pośród zamieszczonych tu nagrań, temat: ''Guide My Sword''. Może razić trochę  nadmiernie eksponowana elektronika w bardzo podniosłym temacie: ''Revenge'', gdzie szczególnie brakuje pełnej głębi brzmienia orkiestry, natomiast urzeka wspaniały finał złożony z dwóch tematów: ''A Happy Ending'' i wspomnianego ''Storybook Story''. Swoją drogą ciekawe dlaczego Knopfler sam nie pokusił się na zaśpiewanie tej cudnej piosenki w filmie powierzając ją skądinąd wspaniale interpretującemu ją wokalnie Williemu DeVille.
Płytę docenić powinni miłośnicy muzyki filmowej, oraz fani zarówno dokonań solowych Marka Knoflera jak i z grupą Dire Straits, gdyż w nagraniu jej brał udział odpowiedzialny za elektronikę Guy Fletcher -klawiszowiec zespołu.

 

 

 MARILLION: Somewhere Else /CD 2007, Intact/
The Other Half; See It Like a Baby; Thankyou Whoever You Are; Most Toys; Somewhere Else; A Voice From The Past; No Such Thing; The Wound; The Last Century for Man; Faith

''The Other Half'' to idealny początek albumu, zwiastujący niejako dalszą zawartość albumu.
Po w sumie przeciętnym (biorąc pod uwagę możliwości dzisiejszego Marillion) utworze ''See It Like a Baby'' czas na pierwszą ''perełkę'' na płycie: piękną, klimatyczną balladę: ''Thankyou Whoever You Are''. Wokal Steve Hoghartha wyśpiewuje w tak charakterystyczny dla niego, dramatyczny sposób tekst mogący poruszyć najtwardsze niewieście serca. Do tego wyśmienita oprawa fortepianu, na którym sam wokalista akompaniuje sobie w tym utworze i ta głębia tworzona przez Marka Kelly (klawisze) i Steva Rothery (gitara)...
''Most Toys'' to z kolei ostro i drapieżnie brzmiący rockowy utwór, który szczerze mówiąc nie wyróżnia się niczym szczególnym poza doskonale brzmiącymi riffami gitarowymi. Wokal Hoghartha brzmi w tym nagraniu nieco sztucznie i nienaturalnie... cóż, jego predyspozycje wokalne lśnią pełnym blaskiem raczej w spokojnych i klimatycznych utworach.
Takich, do których należy kolejna ''perełka'' znajdująca się na płycie a zarazem nagranie, które dla mnie jest czymś w rodzaju opus magnum płyty ''Somewhere Else'': utwór tytułowy. Piękny, urzekający klimat, beatlesowsko i rytmicznie brzmiący podkład klawiszy kojarzący się z orkiestrą i wzruszająco ''łkająca'' gitara. To po prostu piękna i poruszająca ballada. Za takie właśnie utwory uwielbiam Marillion; klimaty odwołujące się tym samym do największych dokonań pierwszego wcielenia zespołu, gdy wokalistą w grupie był niejaki Fish.
 ''Głos z przeszłości'' będący czyms w rodzaju kontynuacji kompozycji tytułowej podtrzymuje a może wręcz pogłębia nastrój zadumy, choć wprowadza zarazem szczyptę niepokoju tekstem i złowrogą melodyką... piękny fortepian w finale.
''No Such Thing'' następujący po nim jest klimatyczną kontynuacją dwóch poprzednich nagrań, tworząc zarazem wraz z ''Somewhere Else'' i ''A Voice From The Past'' coś w rodzaju trylogii mogącej funkcjonować niezależnie poza ramami całego albumu.
Te trzy utwory to dla mnie najpiękniejszy fragment płyty, choć następujący po nich: ''The Wound'' to również niezły kawałek, lecz utrzymany juz w zgoła nieco innym nastroju. Uwagę w tym nagraniu zwaracają wspaniałe pasaże perkusyjne niezawodnego Iana Mosleya i mantryczne dźwięki gitar i klawiszy w spokojnych momentach kompozycji.
W ''The Last Century for Man'' kołyszemy się cudownie od samego początku utworu. Hogarth delikatnie (tak jak on tylko potrafi) niemalże melodeklamuje apokaliptyczny tekst, w którym porusza kwestię terroryzmu na świecie i prosi Boga o pomoc dla tego czym dziś stał się Świat. Utwór brzmi niemal jak hymn upadłego Świata proszącego o pomoc.
Na koniec piękna niespodzianka: śliczna akustyczna miniaturka ozdobiona piękną partią gitary nawiązującą do sposobu gry ''twang'' wylansowanej przez samego Duane Eddy, pojawiają się też ponownie beatlesowskie partie klawiszy... To piękne zakonczenie kolejnego udanego albumu Marillion. Albumu, który dla mnie jednak, tak naprawdę zaczyna się dopiero od utworu piątego na płycie.

 

 Dweezil ZAPPA: Return Of The Son Of... /Edel 2CD's 2010 (2008, 2009)/
CD1: The Deadhless Horsie; Andy; Magic Fingers; Broken Hearts Are For Assholes; Bamboozled By Love; King Kong (with Band Solos); Montana; Inca Roads
CD2: The Torture Never Stops; Dirty Love; Zomby Woof; Billy The Mountain; Camarillo Brillo; Pygmy Twylyte

Muszę wyznać, iż przeważnie podejrzliwie podchodzę do muzycznych projektów potomstwa Wielkich Muzyków, których poczynania oparte są na legendzie stworzonej przez ich rodziców. Bardzo często bowiem starają się stworzyć wokół swych dokonań legendę opartą na nazwisku a ich twórczość częstokroć nie jest nawet namiastką Muzyki stworzonej przez ich wielkich rodziców. Z wielkim dystansem też traktowałem poczynania progenitury Franka Zappy -Dweezila, który w ramach projektu Plays Zappa (Tour de Frank) występuje z zespołem wykonującym repertuar ojca. ''Na łopatki'' rozłożył mnie jednak dwupłytowy album Dweezila Zappy przynoszący nagrania koncertowe zarejestrowane w ciągu ostatnich dwóch lat: ''Return Of The Son Of...'' (2010), na którym Dweezil Zappa prezentuje swoje spojrzenie na twórczość wielkiego ojca, odkrywając nie znane dotąd walory wielu kompozycji.
Wydawnictwo jest zbiorem nagrań koncertowych z Chicago, Nowego Jorku i Manchesteru z lat 2008 -2009, lecz dzięki doskonałemu montażowi i zachowaniu chronologii dramaturgicznej słuchając płyt odnosimy wrażenie spójności i złudzenie słuchania jednego całego koncertu.
Wyśmienicie brzmi początek płyty gdzie połączone z sobą tematy: ''The Deadhless Horsie'' i ''Andy'' są doskonałym wprowadzeniem w świat Franka Zappy widziany oczyma Dweezila a zarazem mocnym akcentem na początek.
Rewelacją jest zamieszczony tu, rozimprowizowany do granic możliwości ''King Kong'' (20 minut!) podczas którego słuchamy wspaniałych solówek granych przez poszczególnych muzyków doskonale skompletowanego przez Dweezila Zappę bandu.
Fantastycznie brzmi wokal Bena Thomasa w ''Montana'' -utworze, który w pierwszej części tej wersji (może na zasadzie skojarzeń z innym śpiewającym Thomasem) przenosi nas w klimaty spod znaku Blood Sweat & Tears... a może też Colloseum.
Podczas słuchania tych płyt ani na chwilę nie opuszcza nas duch Franka, który będąc cały czas obecny w tej muzyce -nie pozbawia jednocześnie doskonałego zespołu pod wodzą Dweezila możliwości zarysowania własnych osobowości i naznaczenia indywidualnych profili w trakcie koncertu poświęconego wyłącznie jego twórczości.
Doprawdy nie potrafiłbym wyobrazić sobie lepszych wykonań utworów Franka Zappy bez udziału jego samego i muzyków z ''jego epoki'' niż te, które tak doskonale brzmią z głośników po naciśnięciu ''play'' w odtwarzaczu kiedy znajduje się w jego kieszeni jedna z płyt wydawnictwa: ''Return Of The Son Of...''.

 

 

 Johnny CASH: The Real... Johnny Cash /3CD's 2011 (1955-1962)/
CD1: The Fabulous Johnny Cash / Hymns: Run Softly, Blue River; Freankie's Man, Johnny; That's All Over; The Troubadour; One More Ride; That's Enough; I Still Miss Someone; Don't Take Your Guns To Town; I'd Rather Die Young; Pickin' Time; Shepherd Of My Heart; Suppertime; Oh What A Dream; Mama's Baby; Fool's Hall Of Fame; I'll Remember You; Cold Shoulder; Walking The Blues; It Was Jesus; I Saw A Man; Are All The Children In; The Old Account; Lead Me Gently Home; Swing Low, Sweet Chariot; Snow In His Hair; Lead Me Father; I Call Him; These Things Shall Pass; He'll Be A Friend; God Will; It Was Jesus
CD2: Songs Of Our Soil / Ride This Train: Drink To Me; Five Feet High And Rising; The Man On The Hill; Hank And Joe And Me; Clementine; Great Speckled Bird; I Want To Go Home; The Caretaker; Old Apache Squaw; Don't Step On Mother's Roses; My Grandfather Clock; It Could Be You (Instead Of Him); I Got Stripes; You Dreamer You; Loading Coal; Slow Rider; Lumberjack; Dorraine Of Ponchartrain; Goin To Memphis; When Papa Played The Dobro; Boss Jack; Old Doc Brown; The Fable Of Willie Brown; Second Honeymoon; Ballad Of The Harp Weaver; Smiling Bill McCall
CD3: Now There Was A Song! / Hymns From The Heart / Bonus Tracks: Seasons Of My Heart; I Feel Better All Over; I Couldn't Keep From Crying; Time Changes Everything; My Shoes Keep Walking  Back To You; I'd Just Be Fool Enough (To Fall); Transfusion Blues; Why Do you Punish Me (For Loving You); I Will Miss You When You Go; I'm So Lonesome I Could Cry; Just One More; Honky Tonk Girl; He'll Understand And Say Well Done; God Must Have My Fortune Laid Away; I Got Shoes; When I've Learned Enough To Die; Let The Lower Lights Be Burning; If We Never Meet Again; When I Take My Vacation In Heaven; Taller Than Trees; I Won't Have To Cross Jordan Alone; When He Reached Down His Hand For Me; My God Is Real; These Hands; I Walk The Line; Folsom Prison Blues; Cry! Cry! Cry!; Get Rhythm; Guess Things Happen That Way; Rock Island Line; Home Of The Blues

W ostatnich latach na rynku płytowym roi się wręcz od najróżniejszych płyt składankowych znanych Artystów. Pamiętam czasy gdy każda nowa płyta kompilacyjna jaka ukazywała się na rynku była prawdziwym wydarzeniem omawianym na łamach czasopism muzycznych i antenie radiowej. Dziś najróżniejszego rodzaju ''składanek'' jest tak dużo, iż wielu wykonawców mających na swym koncie zaledwie dwie lub trzy płyty, decyduje się na wymieszanie utwórów i sprzedanie ich ponownie pod nowym tytułem jako: ''Greatest Hits'' lub (coraz częściej stosowany, gdyż mniej zobowiązujący tytuł): ''Collection''. Ponadto istnieje dziś niezliczona ilość małych wytwórni płytowych, które posiadając prawa do publikacji wielu nagrań, tworzy często dość przypadkowe zestawy, gdyż złożone jedynie z nagrań, do których publikacji ma prawo. Te kompilacje wydawane są najczęściej bez jakiejkolwiek zgody, a nawet wiedzy artystów.
W swojej kolekcjonerskiej pasji płytowej postanowiłem się ograniczyć jedynie do tych ,,składanek'', które ukazują się nakładem wytwórnii z jaką faktycznie wykonawca był związany a nie firm, które różnymi źródłami i sposobami uzyskały licencję do publikacji nagrań. Jak się okazuje i tych płyt jest całe mnóstwo.
W ostatnim czasie uwagę moją zwróciła seria trzypłytowych wydawnictw pod wspólnym tytułem: ''The Real...'', w ramach której ukazały się zestawy płyt: Elvisa Presleya, Johnny Casha i Milesa Davisa. Każde z tych wydawnictw ma również jednopłytowy swój odpowiednik będący ''skondensowaną'' wersją pełnej edycji.
Estetycznie wydawane trzypłytowe boxy z tej serii wyposażone są w staranny opis każdego z zamieszczonych na nich nagrań, których jakość jest z kolei najlepszą z możliwych (co w przypadku nagrań sprzed lat ma ogromne znaczenie).
Trzypłytowy zestaw 88. (!) nagrań Johnny Casha uznać jednak muszę za ''wydawnictwo -dziwoląg'', które jednakże jest wyśmienitym zestawem dla melomanów, chcących mieć zestaw wielkich nagrań Króla Muzyki Country w ''jednym pudełku''. Dlaczego zatem ''dziwoląg''? Dlatego, iż nie jest to typowa składanka tylko reedycja oryginalnych albumów.
Na pierwszej płycie CD znajdziemy album: ''The Fabulous Johhny Cash'' z roku 1959 uzupełniony o sześć nagrań bonusowych oraz zawartość całej płyty: ''Hymns'' również z 1959 roku.
Drugi ''kompakt'' zestawu przynosi płyty: ''Songs Of Our Soul'' (1959) uzupełnioną o dwa nagrania bonusowe, oraz: ''Ride This Train'' z 1960 roku plus: cztery bonusowe utwory.
Trzecia srebrna płytka z kolei to zawartość oryginalnych albumów: ''Now There Was A Song'' (1960) i ''Hymns From The Heart'' (1962), a aby nikt nie narzekał na brak największych przebojów Casha: dołączono jeszcze na koniec zestaw siedmiu wielkich przebojów takich jak: ''I Walk The Line'' czy ''Rock Island Line'' z lat 1955-1958.
Reasumując nie jest to składanka w sensie stricte, lecz po prostu zestaw ''gotowych'' albumów. Szkoda, gdyż w przypadku przeogromnego dorobku Johnny Casha, wytwórnia taka jak Columbia mogłaby pokusić się o skomponowanie każdej z trzech płyt w sposób tematyczny, np.: pieśnii religijne, piosenki typowo ludowe, o miłości itp. Repertuar trzypłytowego zestawu jest jednak dzięki temu prezentacją sześciu oryginalnych albumów Muzyka uzupełnionym o wielkie przeboje. I to pewnie też dobrze... jako kolekcjoner jednak, wolę pojedyncze edycje każdego z tych albumów wydane jako każda z osobna, a od ''zestawu'' wydanego jako składanka oczekiwałbym indywidualnej formy kompilacji.
Z ogromną przyjemnoscią wysłuchałem tych płyt, ''odświeżając'' sobie przy okazji niektóre piosenki, jak choćby przeuroczą: ''I Got Stripes''.

skany okładek: R.R.