[more]
JAROSŁAW ŚMIETANA -wybitny gitarzysta jazzowy, twórca i wieloletni lider formacji EXTRA BALL, człowiek który na swym koncie ma współpracę z Największymi Muzykami i Jego nowe (choć jak się właśnie dowiedziałem: pierwotne) oblicze: muzyk bluesowy zafascynowany twórczością JIMIEGO HENDRIXA. Jego pierwszym zespołem przed wielu laty była bowiem formacja wykonująca kompozycje właśnie Hendrixa, a pasję i zamiłowanie związane z Legendą Rockowej Gitary dzieli z WOJCIECHEM KAROLAKIEM -ikoną jazzu i Mistrzem organów Hammonda, który podobnie jak JAREK ŚMIETANA grał w przeciągu swej wieloletniej kariery z Największymi (niekoniecznie związanymi ściśle z jazzem, że wspomnę choćby współpracę z COLINEM BASSEM podczas projektu ,,An Outcast Of The Islands''). Otóż Te Dwie Żywe Legendy Jazzu postanowiły wrócić do swych korzeni tworząc projekt ,,Psychedelic Music Of JIMI HENDRIX'' -nagrywając tak właśnie zatytułowaną płytę, ukazującą twórczość Jimiego poprzez pryzmat osobowości muzyków biorących udział w tym przedsięwzięciu. ,,Lista płac'' na okładce płyty robi doprawdy wrażenie -choćby Nigel Kennedy czy Paweł Mąciwoda (w ostatnich latach basista grupy SCORPIONS). Nie o płycie jednak miałem pisać lecz o koncercie jaki odbył się kilka dni temu...
Ogromnie ucieszyłem się na ten koncert tym bardziej gdy kilka dni temu dowiedziałem, iż bilet czeka już na mnie (Dziękuję :) ). To czego byłem świadkiem i w czym miałem szczęście uczestniczyć przeszło jednak moje najśmielsze oczekiwania.
Specjalnie na ten właśnie koncert przyjechała do Polski ciemnoskóra wokalistka Z-STAR, która swym głosem i niespotykaną wręcz charyzmą ,,rozłożyła na łopatki'' publiczność. Klimat koncertu był wręcz niespotykany w dzisiejszych czasach; przed sceną płonęło ognisko wokół którego zdarzało się tańczyć Z-STAR (niezwykle chętnie schodzącej ze sceny i bawiącej się z publicznością), a podczas trwania całego ponad dwuipółgodzinnego (!) koncertu nie dostrzegłem ,,służb porządkowych'', do których ,,reprezentacyjnych'' facjat zwróconych w stronę publiki tuż przed sceną przywykłem na podobnych imprezach (mimo ogólnie dostępnych najróżniejszych napojów alkoholowych -koncert odbywał się przed restauracją ,,Oaza''- jakiekolwiek ingerencje ewentualnych służb porządkowych byłyby nie na miejscu). Wszystko to tworzyło klimat niesamowiej wprost jedności między publicznością a Artystami już od samego początku koncertu. Niezwykła ,,chemia'' tak nieodzowna na koncertach (niestety mająca w dzisiejszych czasach coraz rzadziej miejsce) gościła przez cały ten niezwykły wieczór.
Repertuar koncertu to, rzecz jasna, przekrój całego dorobku JIMIEGO HENDRIXA w niepowtarzalnych, jedynych w swoim rodzaju, częstokroć niezwykle rozimprowizowanych wersjach na których indywidualne piętno swe mieli okazję odcisnąć wszyscy Muzycy. To cudowne mieć do czynienia z Taką Muzyką wykonywaną przez Takich Artystów i mieć podczas uczestnictwa w tym niezwykłym misterium świadomość niepowtarzalności każdego dźwięku, zagranego tak a nie inaczej -tylko na tym jednym, jedynym koncercie. Każdy z wykonywanych utworów nie zabrzmi już w ten właśnie sposób nigdy więcej! Niepowtarzalność, oryginalność... Sztuka wyzwolona z jakiejkolwiek rutyny i powtarzalności. Tak, własnie: TAK powinno wykonywać się rocka, bluesa ...Hendrixa! Tylko niestety niewielu dziś to potrafi... Muzycy gonią za osiąganiem perfekcyjności wykonywanej muzyki, by osiągnąć brzmienie jak najbardziej zbliżone do ,,dopieszczonych'' w studiu nagrań. Doprawdy niewielu dziś potrafi grać tak po prostu... od serca ...z duszą, wkładając w każdy moment ogromną dawkę emocji i pozbawiając się jakichkolwiek hamulców. Świadomi swych niedoskonałości muzycy boją się o to że coś po drodze zgubią? Jakąś nutę? Ton? Jakieś sprzężenie może wystąpić, coś zabuczy, źle zabrzmi?
JAREK ŚMIETANA ze swoim zespołem w pamiętny wrześniowy wieczór udowodnił, iż obce są Mu tego rodzaju dylematy. Ze sceny popłynęly te najbardziej ...kochane utwory: ,,Purple Haze'', ,,Voodoo Child'', ,,Stone Free'', zakręcone ,,Manic Depression'', ,,Foxy Lady'' ale też może mniej znane jak choćby ,,Third Rock From The Sun'' (,,Trzecia planeta od słońca'') wykonana z niebywałym wręcz polotem. Nie potrafię opisać wrażeń jakie przyniosły wykonania Tych Utworów przez Taki Zespół. Lekkie zabarwienie jazzowe z elementami boogie tak niezbędnymi przy interpretacji bluesa dało znakomity efekt! Tu wszystko było na miejscu: niezwykle brzmiące gitary (nie tylko samego lidera), dwie klawiatury (w tym jedna: Ta Klawiatura Tych Organów Hammonda), powalający ,,czarny'' wokal ale też saksofon i trąbka z tłumikiem. Interpretacje zabarwione klimatami znanymi nam z płyt nie tylko Hendrixa ale też... B.B.KINGA czy MILESA DAVISA.
JAREK ŚMIETANA gra na gitarze od zawsze -po raz pierwszy jednak uległ namowom i zaśpiewał na ,,hendrixowskiej'' płycie oraz na niniejszym koncercie. Efekt? Wspaniały! Pisząc parę linijek wyżej o ,,czarnym'' wokalu nie miałem na myśli tylko rewelacyjnej Z-STAR, ale też samego Śmietanę, którego wokal idealnie wpasował się w kompozycje: mocny, bluesowy głos... ,,czarny'' głos (może jakieś skojarzenia z wymienionym już w tym tekście B.B.KINGIEM).
Podczas tego muzycznego misterium mieliśmy okazję też poznać dwa utwory z nowej płyty Z-STAR, które wpasowały się wyśmienicie w klimat koncertu. Każdy wykonywany na scenie utwór był indywidualnie omawiany przez JARKA ŚMIETANĘ, a że potrafi opowiadać o muzyce udowodnił mi też podczas prywatnego spotkania po koncercie, o czym napiszę na koniec.
Kiedy minęły już dawno ponad dwie godziny koncertu miało miejsce coś, co chyba nie zdarza się już podczas koncertów rockowych... Zdarzyło się jednak tego jedynego, pamiętnego wieczoru... Podczas wykonywania rozimprowizowanego ,,Fire'' -pełnego nieziemskiej energii, gdy byłem tuż przy scenie na moich oczach i oczach wszystkich zgromadzonych w pewnym momencie JAREK ŚMIETANA począł siłować się z pasem gitary, na której grał od początku utworu, w Jego oczach pojawiła się pełna emocji ekstaza by nie rzec furia, a trzymając gitarę za gryf począł roztrzaskiwać ją na scenie. Niezwykłe ujście energii właściwej dla rocka udzieliło się wszystkim (również mnie) gdy gitara została polana benzyną i podpalona. Oczywiście, rzec można: teatr! Czyż jednak nie wywołują w nas emocji przedstawienia i widowiska? To było wspaniałe i skojarzenia mogły być tylko jedne: JIMI HENDRIX słynął z demolowania i podpalania swych gitar podczas koncertowych finałów co wywoływało u publiczności ekstazę. Czterdzieści lat po Jego śmierci (18 września 1970) uczestniczący w misterium w poznańskim Strzeszynku przeżyli również coś w rodzaju swoistego ,,orgazmu'' gdy na scenie płonęła gitara JARKA ŚMIETANY, przy której tańczyła obdarzona fryzurą ,,afro'' czarnoskóra Z-STAR. Misterium rockowe! Jedyne i niepowtarzalne! Na szczęście gitar Śmietana miał ze sobą kilka, a więc już po chwili przy płonących szczątkach instrumentu grał dalej.
Na bis zabrzmiał ,,Hey Joe'', był też wpleciony w improwizacje fragment hymnu Stanów Zjednoczonych (,,Star Spangled Banner'') lecz prawdziwym ukojeniem było już na sam koniec ,,Little Wing'' -ta jedyna w swoim rodzaju ballada, o jedynym, niepowtarzalnym klimacie, w jedynym w swoim rodzaju wykonaniu.
JIMI HENDRIX był z nami cały czas: od początku koncertu, aż do samego finału i bisów. Nie było i nie będzie mi dane żyć w czasach, kiedy można było usłyszeć Hendrixa na żywo, ale można jak się okazuje być bardzo blisko. Ja ten jeden jedyny raz byłem najbliżej w swoim życiu. Dziękuję za ten wieczór, za klimat, ekstazę ...za przywołanie ducha jedynego w swoim rodzaju gitarzysty jaki stąpał po tej ziemi.
Po koncercie szczątki spalonej gitary zniknęły zabrane przez fanów na jedyną w swoim rodzaju, oryginalną pamiątkę, a ja miałem okazję porozmawiać na scenie z Królem Organów Hammonda -WOJCIECHEM KAROLAKIEM, pogratulować wspaniałego koncertu i podziwiać z bliska instrument, którego brzmienie zawsze kojarzyć mi się będzie z muzyką rockową przełomu lat 60. i 70., a który tak niezwykle wpasował się w klimat koncertu.
Później spotkanie, które również na długo pozostanie w mej pamięci. Miałem ze sobą kilka płyt winylowych Śmietany i Karolaka, na widok których JAREK ŚMIETANA zakomunikował mi, iż ten wieczór należy do mnie. O każdej z siedmiu płyt jakie miałem ze sobą Ten Wielki Gitarzysta opowiadał, nie ukrywając wzruszenia zwracając uwagę na pewne utwory i brzmienia. Niesamowita zgodność naszych opinii o współczesnej muzyce, koncertach (a nawet konkretnych wykonawcach, których tak całkiem niedawno miałem okazję usłyszeć ,,na żywo''), lecz przede wszystkim: o wyższości płyt winylowych nad dzisiejszymi nośnikami dźwięku sprawiła, iż rozmowa przy stoliku pod strzeszyńską ,,Oazą'' mogłaby trwać do rana. Niestety środek tygodnia oraz pewnego rodzaju ,,boskie zmęczenie'' po tym ekstatycznym koncercie dawało się we znaki. Wracając z tego koncertu nie słuchałem muzyki -nie musiałem: brzmiała mi w uszach jeszcze przez cały nastepny dzień.
Kolejnym projektem JARKA ŚMIETANY wraz z Super Group będzie jak mówił płyta ze standartami bluesowymi, a koncert w Strzeszynku jest zapowiedzią trzydniowego festiwalu planowanego na czerwiec 2011 w tym samym miejscu. Wówczas to usłyszę, mam nadzieję, Pana Jarka ponownie ,,na żywo''. Pozostaje mieć nadzieję, iż do tej pory nie spali wszystkich swych gitar :) .
Kiedy podpalił swoją roztrzaskaną uprzednio gitarę, na której wygrywał nieziemskie dźwięki liczyła się tylko ta chwila, ten moment, te emocje, ta Muzyka...
Hendrix żyje! Choć 18 września br. minie 40 rocznica Jego śmierci -dzięki takim koncertom, takim wydarzeniom pozostanie z nami na zawsze.
Niezapomniane wrażenia...
,, LET ME STAND NEXT TO YOUR FIRE !!! ''
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z KONCERTU: