[more]
W Poznaniu największe takie ,,giełdy'' odbywały się najczęściej w niedziele w godzinach dopołudniowych w klubach studenckich: ,,Wawrzynek'' i ,,Nurt''. W niedzielne poranki za niewielką opłatą można było w sali klubowej sprzedać, kupić, wymienić, czy choćby obejrzeć i porozmawiać o muzyce z innymi zapaleńcami, którzy zamiast oglądać ,,Teleranek'' w TV, zdecydowali się wstać wcześniej i przyjechać z płytami pod pachą do wybranego klubu. Przypomnę, iż opisywane przeze mnie giełdy dotyczyły głównie płyt gramofonowych -kompakty bowiem pojawiły się na giełdach dopiero w samej końcówce lat 80. (wówczas to, idea ,,giełdy płytowej'' zaczęła powoli lecz skutecznie podupadać).
Jako nastolatek zafascynowany muzyką i płytami, bywałem na tego rodzaju muzycznych targowiskach, choć większość oferowanych płyt znajdowała się poza moimi możliwościami finansowymi. Zawsze jednak była możliwość ujrzenia na własne oczy okładki płyty, o której się zaledwie słyszało, lub w najlepszym wypadku nawet usłyszeć muzykę bezpośrednio z tej płyty (w klubie był punkt odsłuchowy z gramofonem). W tamtym czasie wysłuchanie płyty w całości było możliwe dzięki niektórym audycjom radiowym, natomiast poznanie okładek wielu płyt było niezwykle trudne. Wiadomo, iż możliwości jakie daje nam internet były wówczas bardziej odległe niż dziś wycieczki na Marsa. Prasa muzyczna praktycznie nie istniała (był jedynie ,,Non Stop'' i ,,Jazz'' -oba wydawane na szmatławym papierze -reprodukcji okładek tam nie było) , a kąciki muzyczne w wielu czasopismach bardzo rzadko umieszczały reprodukcje okładek. Moimi ulubionymi ,,kącikami muzycznymi'' w prasie była szpalty w kolorowych tygodnikach: ,,Razem'' i ,,Panorama''. Pamiętam taką rozkładówkę z okładkami najpopularniejszych płyt 1979 roku, którą przez całe lata przechowywałem w plastikowej teczce -tam zobaczyłem po raz pierwszy w życiu miniaturki m.in. okładek: ,,Oceans Of Fantasy'' -BONEY M, ,,Blonde's Have More Fun'' -RODA STEWARTA, czy ,,Spirits Heaving Flown'' -BEE GEES (wszystkie z 1979 roku). Wkładka ta była ponadto eksponowana później w oknie wystawowym jednego z ,,komisów płytowych'' -ale o sklepach i komisach płytowych sprzed lat napiszę później.
Zatem: giełdy płytowe dawały możliwość osobistego obcowania ze skarbami płytowymi przywożonymi zza granicy, niedostępnymi w tzw. ,,wolnej sprzedaży''. Tam można też było nabyć płyty krajowe, których nakład został już wyczerpany, a także sprzęt stereo -zarówno krajowej produkcji jak i światowych marek. Mój pierwszy gramofon z prawdziwego zdarzenia nabyłem na giełdzie w ,,Wawrzynku'' -było to spełnienie mojego ówczesnego marzenia -następca zmodyfikowanej enerdowskiej ,,Ziphony'', o której pisałem kilka dni temu: ,,Daniel Stereo''. Rewelacyjny gramofon, do którego wielki sentyment mam do dziś: sterowany przy pomocy dotykowych przełączników (sensorów), wyposazony w pełnowymiarowy, ciężki talerz i co najważniejsze: wyposażony już w igłę diamentową i wysokiej jakości wkładkę. Po przyniesieniu do domu okazało się jednak, iż mój wymarzony ,,Daniel'' nie jest kompatybilny z radioodbiornikiem ,,Amator'' (ten wówczas pełnił rolę mojego wzmacniacza). Z pomocą przyszedł Mój Nieoceniony Tato, który wykorzystując swą wiedzę z zakresu elektroniki, spędziwszy noc przed schematami ,,Amatora'' i ,,Daniela'' zbudował tzw. przedwzmacniacz, który jako dodatkową skrzyneczkę dołączył na tylnej płycie radioodbiornika. Moja radość nie miała granic! Różnica jakości dźwięku odczytywanego przez diamentową igłę w porównaniu z dotychczasową ceramiczną igłą, była niewyobrażalna!
Nic dziwnego zatem, iż moja miłość do płyt zyskała na sile i przyczyniła się do niedzielnych przedpołudniowych pobudek i rezygnacji z oglądania ,,Teleranka''. Na giełdach płyt począłem bywać regularnie a nierzadko udało się być jednego dnia na obu znaczących w Poznaniu tego typu przybytkach we wspomnianych: ,,Wawrzynku'' i ,,Nurcie''.
Jako dwunasto-, trzynasto- letni chłopiec z początku traktowany byłem przez starszych ,,wyjadaczy'' dość pobłażliwie. Z czasem jednak mój status bywalca giełdy umocnił się, zapewniając mi uczestniczenie w dyskusjach na temat ,,giełdowych płyt''. Po powrocie do domu oddawałem się w niedzielne popołudnia cieszeniu nowymi nabytkami. Niestety nie zawsze były to płyty zakupione (gdyż jako uczeń miałem bardzo ograniczone możliwości finansowe). Najczęściej były to longplaye nabyte drogą wymiany za inne krążki, które po wysłuchaniu i skopiowaniu na kasetę magnetofonową z żalem zabierałem na kolejną giełdę.
Z upływem lat, instytucja ,,giełdy płyt'' podupadała, stali bywalcy przestali na nich bywać, a zastąpili ich ,,piraci kasetowi'' oferujący nielegalnie wyprodukowane kasety z muzyką, a następnie z filmami na kasetach VHS i to już po prostu przestało być interesujące.
Dziś już nie istnieją jako takie giełdy płyt. Coraz mniej jest również sklepów płytowych z prawdziwego zdarzenia, zastąpionych różnego rodzaju ,,empikami'' (nie każdy wie że ta kretyńska nazwa wywodzi się od skrótu: Międzynarodowa Prasa i Książka) czy ,,markt'ami'' dla wybranych (nie -idiotów), oraz dla całej reszty społeczeństwa. Myślę że sklepy płytowe sprzed lat to temat zasługujący na osobny felieton.
Gdzie można dziś w Polsce nabyć wydane przed laty płyty gramofonowe? Oczywiście w internecie, ale także w różnego rodzaju antykwariatach (niekoniecznie muzycznych), czy na różnorakich ,,pchlich targach'' obok ,,mydła i powidła''.
W kilku najbliższych wpisach podzielę się w tym miejscu niektórymi ,,skarbami'' jakie udało mi się zdobyć w jeden z niedzielnych poranków roku 2011!
Zaczynam:
PRIVATE COLLECTION
GABOR SZABO: Femme Fatale (1981)
Wspaniała płyta, wspaniałego nieodżałowanego gitarzysty z Węgier, który zrobił oszałamiającą karierę na świecie. To on jest kompozytorem słynnej ,,Gypsy Queen'' spopularyzowanej przez SANTANĘ. Niniejsza płyta jest ostatnim krążkiem wydanym za życia Gitarzysty, który zmarł w 1982 roku w Budapeszcie. Na płycie usłyszymy też legendarnego pianistę Chicka Corea i jego zespół (rewelacyjna orkiestracja przywodząca na myśl historyczny już album ,,Return To Forever'' Corei, lub może ze względu na rozmach -,,Children Of Sanchez'' CHUCKA MANGIONE, w utworze: ,,A Thousand Times''). Szczególną uwagę zwraca też utwór tytułowy płyty (to druga z zaledwie dwóch kompozycji autorskich Gabora Szabo na tej płycie).
Doskonale znam dwa inne albumy Gitarzysty: ,,Small World'' (1972) i ,,Belsta River'' (nagrana z udziałem m.in. Włodka Gulgowskiego -1978), gdyż mam je na półce i często do nich wracam. Płytę ,,Femme Fatale'' z przyjemnością dołączam do swojej kolekcji.
Krystyna Janda & MAREK GRECHUTA: W malinowym chruśniaku / Krystyna Janda: Dancing
Płyta zawiera nagrania z dwóch różnych programów TV. Pierwsza strona płyty to wykonane wspólnie przez Krystynę Jandę i nieodżałowanego MARKA GRECHUTĘ wiersze Bolesława Leśmiana, do których muzykę napisał Grechuta. To dziesięć krótkich i uroczych miniaturek wykonanych w uroczy sposób przez ten niezwykły duet, z których na mnie największe wrażenie zrobiła ,,Zmienionaż po rozłące'', boż to ujmująca interpretacja jest i zaiste wiersz przepiękny :) .
Drugą stronę płyty wypełniają również wiersze zaśpiewane, popełnione jednak piórem Marii Jasnorzewskiej -Pawlikowskiej. Toż inna jest estetyka, inne klimaty, dlatego krążek wyraźnie dzielę na dwie części... i tak powinno być: strona A i strona B: domena płyty gramofonowej!
P.S. Przepraszam za styl, którymże ubarwił w momencie niespodziewanym tekst ten, alem się zasłuchał i porwać dał wierszom tym przepięknym Leśmiana na stronie A umieszczonym :) .
STANISŁAW SOJKA: Sojka Sings Ellington (1982)
STANISŁAW SOJKA to bez wątpienia wybitny polski wokalista jazzowy, a płyta na której porwał się na Ellingtona uważana jest za jedną z najciekawszych polskich płyt jazzowych lat 80. Skład kwartetu towarzyszącego wokaliście jest również bardzo imponujący (grają z nim m.in. Zbigniew Wegehaupt i Włodzimierz Nahorny).
Co ja za to jednak mogę, iż zdecydowanie wolę STANISŁAWA SOJKĘ w repertuarze bardziej zbliżonym raczej estetyce tzw. smooth jazzu? Z całego krążka wybrałbym do wielokrotnego przesłuchania jedynie ,,Don't Get Around Much Anymore'', ale dlatego iż to po prostu piękna jazzowa piosenka.
JAZZ BAND BALL ORCHESTRA: Tribute To Duke Ellington -Polish jazz vol.60
Zgoła odmienne oblicze Ellingtona niż płyta omówiona powyżej, poznajemy na płycie legendarnej formacji JAZZ BAND BALL ORCHESTRA. Takie podejście do klasyki Ellingtona zdecydowanie bardziej mi odpowiada. Na płycie znajduje się również wspomniany w recenzji poprzedniej płyty evergreen ,,Don't Get Around Much Anymore'' a także m.in. rewelacyjny, ponadczasowy ,,Take A Train''. O tym że płyta wydana została w wyjątkowo niełaskawych dla polskiej fonografii czasach niech świadczy koperta zastępcza w jakiej wydano część nakładu tego longplaya.
OLD TIMERS / Marianna Wróblewska: Meeting -Polish jazz vol.44 (1975)
Płyty winylowe dawały mozliwość podziału repertuarowego na dwie różne części (str.A i str.B). Podobnie jak w przypadku omawianego wyżej wydawnictwa ,,W malinowym chruśniaku / Dancing'' miało to miejsce przy edycji kolejnej płyty z serii ,,Polish jazz''.
Ta niezwykle poszukiwana wśród koneserów seria znana jest na świecie, a japońscy kolekcjonerzy uważani za najbardziej perfekcyjnych są w stanie zapłacić majątek za niektóre tytuły zachowane w idealnym stanie (można to zaobserwować choćby na eBay-u). Pod nr.44 P.N.Muza wydała podzieloną na dwie części płytę zatytułowaną ,,Meeting''. Na jej pierwszej stronie znajdują się nagrania niezwykle popularnej grupy OLD TIMERS, specjalizującej się w jazzie tradycyjnym, na stronie drugiej natomiast standardy w wykonaniu czołowej polskiej wokalistki jazzowej MARIANNY WRÓBLEWSKIEJ.
Wśród klasyki jazzu tradycyjnego zawartej na str.A znajdują się m.in. ,,In The Mood'' -Glenna Millera i wiecznie odmładzany (ostatnio przez samego RODA STEWARTA): ,,Making Whoopie''. Jeśli chodzi o str.B tego unikatowego krążka po raz kolejny przekonałem się, iż wokalistyka jazzowa to klimat nie trafiający w moje gusta (patrz też: omawiana wyżej płyta S.Sojki). Nawet interpretacja ,,Mercedes Benz'' z repertuaru JANIS JOPLIN rozmija się z moimi oczekiwaniami odnośnie porywającej wersji tego utworu. Maniera wykonawcza Marianny Wróblewskiej zdecydowanie mi nie odpowiada.
CDN