│  B  │ C │ D │ E │ F │ G │ H │  J  K │ L│ M│ N │ O P │ Q │ R │  T  │  U  │   │ W  Y Z

21 stycznia 2011

Komisy płytowe, antykwariaty, ,,pewexy''... czyli inna alternatywa

Oprócz omawianych w poprzednim wpisie państwowych punktów sprzedaży płyt gramofonowych, w latach 70. i 80., istniały różnego rodzaju komisy i antykwariaty muzyczne, których oferta repertuarowa była nieporównywalnie bogatsza od tego co mogły nam w owym czasie zaoferować księgarnie i sklepy muzyczne działające pod państwowymi szyldami. Niestety ta ,,bogatsza'' oferta skierowana była do ,,bogatszych'' klientów, gdyż ceny niektórych płyt były jak na owe czasy absurdalnie wysokie biorąc pod uwagę zarobki ,,przeciętnego Kowalskiego''.

[more]

Pod szyldem państwowego ,,Domu Książki'' istniał w Poznaniu Antykwariat Muzyczny, w którym nabyć można było płyty pochodzące spoza ,,Bloku Wschodniego''. W ofercie jak pamiętam, znajdowały się głównie używane płyty, jako że państwowy antykwariat zobowiązany był wówczas do dostosowania się regułom stanowiącym o ,,wtórnej sprzedaży wydawnictw'', a więc używanych, nie posiadających atrybutów nowości (jak choćby zafoliowana okładka płyty będąca dowodem jej ,,dziewictwa''). Nie przeszkadzało to jednak ,,wtórnej'' sprzedaży dziesiątek egzemplarzy płyt szalenie modnej wówczas grupy MODERN TALKING wyprodukowanych w Bułgarii, a nagminnie przywożonych przez Poznaniaków z Bułgarskiego Ośrodka Kultury w Warszawie. Sam w pewnym okresie często jeździłem do Warszawy by odwiedzić tamtejsze sklepy płytowe, w tym Ośrodki Kultury Czechosłowacji, Węgier, Bułgarii i przede wszystkim NRD, prowadzących sprzedaż wyrobów danego kraju, a więc i wydawnictw fonograficznych. Dzięki kilku wyjazdom udało mi się zdobyć do swojej kolekcji wiele płyt wydanych w krajach socjalistycznych na licencji ,,zachodnich'' wytwórni. Muszę tu wspomnieć o takich płytach, jak longplay DENNY LAINE'A: ,,In Flight'', czy płyta legendarnego bluesmana JERRY'EGO RICKS'A: ,,Philadelphia Jerry Ricks'', wydanych na Węgrzech a dostępnych w warszawskim sklepie Węgierskiego Ośrodka Kultury.
W tym miejscu wspomnę o jeszcze jednej formie zdobywania przeze mnie płyt wydawanych w krajach socjalistycznych: formie korespondencyjnej. Dzięki czasopismom młodzieżowym nawiązałem kontakt z kolekcjonerami płyt ze Związku Radzieckiego, Bułgarii i NRD. Nawiązaliśmy współpracę polegającą na wymianie płyt licencyjnych, dzięki czemu np. kolega z ZSRR posiadł płyty m.in. DEPECHE MODE czy PINK FLOYD -wydane w Polsce, a niedostępne w Związku Radzieckim, a ja zdobyłem wydane za wschodnią granicą a niedostępne u nas longplaye np. ERICA CLAPTONA czy URIAH HEEP. Z NRD docierały do mnie płyty tamtejszej wytwórni Amiga z nagraniami CREAM czy BELLAMY BROTHERS, a wysyłałem w zamian QUEEN czy JETHRO TULL wydane w Polsce. Wymianę taką prowadziłem przez dobrych kilka lat, jednocześnie prowadząc korespondencję i wymieniając się swoimi opiniami o muzyce. Pamiętam iż z dyskdżokejem Albrechtem z NRD bez problemu porozumiewaliśmy się listownie w języku angielskim, z Jewgienijem z Rosji wiadomo: po rosyjsku, lecz problem miałem czasem z Iwanem z Bułgarii :) . Dzięki zawarciu korespondencyjnych przyjaźni, w pierwszej połowie lat 80. swoją płytotekę wzbogaciłem o wiele płyt licencyjnych, gdyż wydania oryginalne z Anglii czy USA znajdowały się zdecydowanie poza zasięgiem moich możliwości finansowych.
W Poznaniu istniało kilka tzw. ,,komisów płyt'', których mniej, lub bardziej operatywni właściciele sprowadzali z Zachodu płyty, sobie tylko znanymi kanałami. Jak wspomniałem; ceny nowych płyt gramofonowych spoza Bloku Socjalistycznego, przyprawiały o ból głowy. Pomimo to jednak w pierwszej połowie lat 80. udało mi się dokonać kilku zakupów, które pamiętam po dzień dzisiejszy, a ówczesne zdobycze do tej pory posiadam w swojej kolekcji. Jako uczeń, w okresie wakacyjnym załapywałem się do różnego rodzaju sezonowych prac (typu: zbieranie owoców), aby uskładać środki potrzebne do zakupu wymarzonej płyty.
Oprócz sklepów prowadzących sprzedaż towarów za polską walutę, istniały też ,,pewexy'' prowadzące sprzedaż za tzw. ,,waluty wymienialne''. ,,Pewexowska'' oferta płyt była na ogół uboga, lecz pamiętam iż nabyłem tam za kwotę: 4,50 (dolarów) pierwszy longplay The BEATLES: ,,Please Please Me'', który do tej pory mam na półce :) .

Moim ulubionym miejscem, w którym kilkakrotnie wydałem swoje wakacyjne oszczędności był niezwykły, magiczny sklepik Pana Jurka Adlera, mieszczący się wówczas przy ul.Długiej w Poznaniu (tej samej, na której w latach swej młodości mieszkał i prowadził zakład usługowy: Arkady Fiedler). Nie zapomnę zapachu nowej płyty z krajów zachodnich z tamtych lat: inny, niespotykany u nas gatunek papieru, wysokiej jakości lakier na okładce -sam nie wiem co było bezpośrednim źródłem tego zapachu. W każdym razie; w tym małym, mieszczącym się w suterenie sklepie zapach ten był wszechobecny i już otwarcie drzwi z ulicy do wewnątrz robiło wrażenie przenoszenia się w inny wymiar. Częściej przychodziłem tam po prostu pooglądać okładki nieosiągalnych dla mnie płyt i ich posłuchać, niż dokonać zakupu. Nabyłem tam jednak w roku 1981 m.in. dwa longplaye: ostatnią, wydana za życia JOHNA LENNONA płytę ,,Double Fantasy'' (1980), oraz fenomenalny krążek STEVIE WONDERA: ,,Hotter Than July'' (1980).
Obie te płyty posiadam po dzień dzisiejszy i są to dokładnie te egzemparze, które zakupiłem 30 lat temu! Mam również oba albumy już od dawna w wersjach CD, lecz nic nie zastąpi tych właściwych ich wydań. Właściwych -dlatego, iż oba krążki ukazały się w czasach, gdy nikomu nie śnił się jeszcze taki wynalazek jak płyta CD i ich pierwsze oryginalne wydanie to płyta gramofonowa. Filozofia ta dotyczy całej myśli przewodniej wykonawców, nagrywających płyty w latach 70. i 80., którzy myśląc o nowym wydawnictwie ze swoimi nagraniami wyobrażali je sobie tylko i wyłącznie w formie płyty gramofonowej. Łączyło się to z całym układem poszczególnych nagrań; pamiętam wiele zależności stanowiących o kolejności umieszczenia pojedynczych utworów na str A i str B longplaya. Dziś nagrywający muzycy wyobrażając sobie zmaterializowanie swych nagrań -widzą płytę kompaktową. Inna jest więc już polityka kolejności i układu utworów (i nie dotyczy to wyłącznie długości płyty).
Ze sklepu Pana Jurka Adlera pamiętam jeszcze więcej płyt, których wówczas ...nie nabyłem.
Dwa dni po radiowej premierze pierwszej płyty duetu JON and VANGELIS: ,,The Friends Of Mr Cairo'' (1981), Pan Jerzy pokazał mi ją w swoim sklepie. Była to wówczas największa nowość jaką mógłbym sobie wyobrazić! Pierwsza edycja tej płyty wydana została w innej okładce niż  później powszechnie znana, nie było tam również utworu ,,I'll Find My Way Home'', a i kolejność pozostałych nagrań została zmieniona. Później przez całe lata szukałem tej edycji nabywając w międzyczasie powszechnie dostępną wersję zarówno w formie winylowej jak i na CD. Wreszcie kilka lat temu ,,odnalazłem'' tą zapomnianą dziś edycję płyty będącą ,,pierwszym z pierwszych'' wydań i z radością dołączyłem do swego zbioru.
Kiedy w radio usłyszałem o nowej płycie ELECTRIC LIGHT ORCHESTRA: ,,Time'' (1981), Pan Adler już miał ją w swym sklepie i z dumą zaprezentował mi ją podając jednak przy okazji cenę, za jaką skłonny jest ją sprzedać. Cena ta stanowiła równowartość miesięcznego wynagrodzenia przeciętnego robotnika.
Podobny ,,komis'' płytowy istniał w latach 80. również na poznańskich Winogradach, nie było tam jednak takiej magii i nie było takiej osoby jak Pan Jerzy Adler.
W późniejszych latach, gdy na rynku pojawiły się już kompakty -te magiczne miejsca w Poznaniu przepadły. Wiele prywatnych placówek kultywowało jednak mit czarnej płyty, pomimo bardzo niełaskawych dla nich czasów jakie nastąpiły z początkiem lat 90., kiedy większość miłośników płyt przerzuciła się radośnie na nośnik cyfrowy.
Sam w pewnym okresie uległem po części temu trendowi zamieniając niektóre tytuły ze swoich zbiorów na płyty CD. Jak wielki był to błąd przekonałem się kilka lat później, kiedy okazało się iż ochoczo nabywane przeze mnie kompakty stały się ogólnie dostępnymi na rynku (tak jest do dziś), natomiast płyty gramofonowe ,,z epoki'' ukryły się na zacisznych półkach co rozsądniejszych zbieraczy, którzy ani myślą się ich pozbywać. Niektóre z płyt, jakich pozbyłem się w owym czasie śnią mi się do dziś i do dziś staram się je bezskutecznie odzyskać. Oczywiście: winyle produkowane są do dnia dzisiejszego (wiele wpisów na tym blogu poświęciłem nowościom tłoczonym na czarnych 12-calowych płytach), jednak myślę tu o starszych tytułach w oryginalnych edycjach sprzed lat.... i już mam przed oczyma choćby japońskie wydanie ,,666'' -dwupłytowego albumu legendarnej formacji APHRODITE'S CHILD, wyposażone w oryginalne japońskie obi, które owego czasu bezmyślnie ,,wymieniłem'' na CD. Nigdy później już nie widziałem tego wydawnictwa :( .
Jak wspomniałem; w pierwszej połowie lat 90. niektóre sklepy płytowe nadal zajmowały się płytami winylowymi i nie mam tu na myśli stojących w kącie niektórych punktów -kartonów z pozostałościami po ,,złotych latach płyty gramofonowej'', lecz całkiem poważnego podejścia do tematu. Jednym z takich miejsc był sklepik ,,Strome schody'', prowadzony przez Roberta Miężała vis a vis poznańskiego Starego Rynku (patrz wycinek z prasy -poniżej), z którym nie raz zdarzało mi się wówczas rozmawiać o branży, bowiem ...sam również przez kilka lat zajmowałem się skupem i sprzedażą winyli (najpierw w nieistniejącym już dziś budynku na poznańskich Ratajach, następnie w samym centrum miasta).


Z tego okresu pamiętam nagminną wyprzedaż płyt winylowych przez jednych -a odkrywanie uroku czarnych krążków przez innych. Nie ukrywam, iż dzięki temu zajęciu ,,przy okazji'' wzbogaciłem swoje zbiory o wiele wspaniałych pozycji, ale też udało mi się wówczas kilka młodych osób przekonać do brzmienia czarnej płyty, ,,wstrzykując'' im kolekcjonerskiego bakcyla :) .
Do dziś są w Poznaniu miejsca, gdzie płyty winylowe nie są traktowane jako ,,uboczny asortyment'', lecz stanowią poważną część oferty.


Najważniejszym, a zarazem kultowym miejscem wszystkich poznańskich miłośników czarnej płyty jest sklep Andrzeja Masłowskiego zwany ,,Ostatnim bastionem rocka'', którego główną ofertę stanowią właśnie winyle. O tym miejscu mam nadzieję, iż w jednym z kolejnych wpisów napiszę trochę więcej, dlatego dzisiejszy wpis opatrzę również dopiskiem:

                                               CDN

No i jeszcze kilka kolejnych płyt gramofonowych niedawno przeze mnie zdobytych, czyli:

PRIVATE COLLECTION

LABORATORIUM: Live -The Blue Light Patrol (1982)
Płyta koncertowa reaktywowanej niedawno grupy LABORATORIUM, na której koncert w Mosinie czekam z niecierpliwością. Longplay pochodzi z roku 1982 i zawiera zapis koncertowy z Teatru Stu. W tym okresie w składzie zespołu nie było już Krzysztofa Ścierańskiego -teraz po latach, w reaktywowanym zespole -ponownie gra na basie!. Znamienne, jak żywiołowo odbierana była ta, nie zawsze łatwa w odbiorze muzyka, co słychać na koncercie sprzed 29 lat. Jak wiadomo, muzyka LABORATORIUM osadzona jest bardzo w klimatach progresywnego jazz rocka, może więc zadowolić zarówno miłośników jazzu jak i rocka. Oprócz kompozycji Janusza Grzywacza, na krążku znajdziemy też wyśmienicie wykonany ,,Straigh No Chaser'' Theloniousa Monka.
Wspaniale brzmi ta płyta na winylu -warto posłuchać.

http://www.wrzuta.pl/embed_audio.js?key=6rgTTEkPsfe&login=w484&width=450&bg=ffffff

ELŻBIETA ADAMIAK: Elżbieta Adamiak (1980)
Jedna z tych postaci polskiej piosenki, które po latach ,,przepadły'' w natłoku gwiazd i gwiazdek pojawiających się na polskiej scenie. W pierwszej połowie lat 80. Adamiak pojawiła się na polskiej scenie wraz z innymi inteligentnymi dziewczynami z gitarami (MARTYNA JAKUBOWICZ, ELŻBIETA MIELCZAREK...). Pełne zadumy piosenki w rodzaju ,,Rozmowy przy ściemnionych światłach'' czy fenomenalna ,,Jesienna zaduma'' (najpopularniejsza piosenka w wykonaniu Adamiak) tworzą niezwyle ciepły i magiczny klimat
Debiutancka płyta ELŻBIETY ADAMIAK nagrana została w doborowym składzie. Wśród muzyków towarzyszących Pani Elżbiecie słyszymy bowiem m.in.Włodzimierza Nahornego, Henryka Miśkiewicza, Janusza Strobla i Jacka Skubikowskiego. Wszystkie zaś melodie Artystka skomponowała sama, a teksty na płytę napisali m.in. J.Cygan i A.Poniedzielski (prywatnie: mąż Pani Elżbiety). Pomimo ciągle trwającej aktywności artystycznej, nie udało się ELŻBIECIE ADAMIAK powtórzyć sukcesów, jakie odnosiła na początku lat 80.

,,Kelet Zeneje'' (1981)
Niezwykła płyta! Antologia muzyki azjatyckiej z archiwów wytwórni CBS. Wspaniale nagrana i wytłoczona płyta zabiera nas w dźwiękową podróż po Azji. Kolejno odwiedzamy: Chiny, Japonię, Kambodżę, Indonezję (kolejno: Jawa i Bali), Indie, Nepal, Afganistan, Iran i Azerbejdżan. Z każdego z tych miejsc słuchamy wybranych fragmentów muzycznych wygrywanych na niezwykłych instrumentach ludowych (nazw ich nie przytoczę z obawy o popełnienie błędu przy przepisywaniu :) ), przynależnych do konkretnych zwiedzanych przez nas rejonów.
Muzyka Azji często stanowiła inspirację dla muzyków rockowych i jazzowych, dlatego warto dowiedzieć się skąd wzięly się choćby niektóre brzmienia wykorzystywane przez LED ZEPPELIN. Rzecz zdecydowanie godna polecenia, a przeniesienie się w te egzotyczne rejony dzięki płycie winylowej to prawdziwa przygoda!

NIEMEN: Terra Deflorata (1989)
Płyta nagrana samodzielnie przez CZESŁAWA NIEMENA w okresie, gdy Jego aktywność nagraniowa znacznie zmalała. Siedem utworów napisanych, zaśpiewanych i zagranych przez bezwzględnie jednego z największych polskich artystów XX wieku. NIEMEN nie zabiegał o popularność, a tym bardziej o przebojowość niektórych utworów ze swego repertuaru. Pamietając jednak ostatnie ,,wylansowane'' w radio Jego utwory: ,,Nim przyjdzie wiosna'' i ,,Pokój'' (oba pochodzące z albumu ,,Postscriptum'' i oba wydane też na singlu), z tej płyty można było ,,wykroić'' dla radia owego czasu ,,Status mojego ja''.
Po nagraniu tej płyty, na kolejną z premierowym materiałem, czekaliśmy całe 12 lat (,,spodchmurykapelusza''), a następnej już się nie doczekamy. 17 stycznia minęło 7 lat od śmierci Artysty.

Neville Marriner -Academy Of St Martin-In-The-Fields: B.O.F. ,,Amadeus'' (1984)
Ilekroć oglądam wspaniały film Milosa Formana ,,Amadeus'', ulegam niezwykłemu klimatowi obrazu, który tak wspaniale współgra z muzyką, o której opowiada. Oprócz tego, iż jest to film będący niejako biografią Wolfganga Amadeusza Mozarta, jest to jednocześnie niezwykle wciągający dramat mogący zainteresować nawet osoby, które za muzyką Mozarta nie przepadają (są takie osoby?). Dramaturgia filmu opowiadającego przecież o muzyce, potęgowana jest poprzez ilustrowanie poszczególnych scen fragmentami nie zawsze biograficznie związanymi z pokazywaną sceną, lecz dopasowanymi pod względem właśnie dramaturgii i ladunku emocjonalnego. ,,Amadeus''  z 1984 roku, to dla mnie osobiście jeden z najlepszych filmów wszechczasów, w pełni zasługujący na Oskara, którego otrzymał -po prostu filmowo-muzyczny majstersztyk!
Pięknie wydany, dwupłytowy album, bogato ilustrowany zdjęciami z filmu (niech żyją duże okładki płyt winylowych!), jaki udało mi się niedawno pozyskać do zbiorów zawiera 20 niezwykłych utworów wykorzystanych w filmie. Wykonawcą jest ta sama orkiestra pod dyrekcją tego samego dyrygenta, których usłyszeć możemy podczas filmu -album zawiera bowiem oryginalną ścieżkę dźwiękową. Dyrygentem jest niezwykły, znany mi z wielu innych płyt: Wielki Neville Marriner, pod którego wodzą muzycy Academy Of St.Martin-In-The-Fields brzmią niezwykle.
Płyty zawierają ścieżkę muzyczną do filmu, ale z powodzeniem pełnić mogą rolę płyty zawierającej najsłynniejsze utwory Mozarta, znajdziemy tu bowiem fragmenty symfonii, koncertów fortepianowych, oper i niezwykłego, zawsze przyprawiającego mnie o dreszcze: ,,Requiem''.
Perełka!