Coś co w pierwszym momencie wydawać się mogło utopią repertuarową, okazało się doskonałym zestawieniem dwóch odmiennych stylistycznie i gatunkowo wykonawców. Pierwszą część galowego koncertu wypełnił bowiem recital genialnego gitarzysty jazzowego Johna Scofielda z własnym kwartetem, drugą natomiast: show egzotycznego afrykańskiego zespołu Amadou & Mariam.
[more]

Punktualnie o dziewiętnastej na scenę wyszedł odpowiedzialny za całokształt przedsięwzięcia: Dionizy Piątkowski, który będąc od zawsze ''twarzą Ery Jazzu'' po raz kolejny uroczyście rozpoczął jej czternasty sezon koncertowy. Z właściwą sobie elegancją, elokwencją i aurą profesjonalizmu zapowiedział wykonawcę, którego udało mu się już po raz kolejny zaprosić do Polski na koncert, przypominając przy okazji występ Scofielda z zespołem samego Milesa Davisa w 1983 roku w tejże samej Sali Kongresowej, na tej samej scenie!
Zespół pojawił się w składzie: John Scofield -gitara; Nigel Hall -instr.klawiszowe, wokal; Andreas Hess -bas i Terence Higgins -instr.perkusyjne.
John Scofield to dziś bezdyskusyjnie jeden z najważniejszych wirtuozów jazzowej gitary. Warto pamiętać, iż nazwisko: Scofield jest częścią historii współczesnej muzyki improwizowanej i zarazem współtwórcą wielu projektów Największych spośród Największych jak choćby: Billy Cobham, George Duke, Gary Burton, Charles Mingus, Zbigniew Seifert, Joe Lovano, Jack De Johnette czy Pat Metheny. Lista nazwisk Legend Jazzu z jakimi w różnych okresach swej twórczości współpracował Scofield wypełnia wiele stron każdej chyba encyklopedii jazzu jaka kiedykolwiek została wydrukowana. Od początku lat 70-tych jest niezwykle kreatywną postacią i jednym z najbardziej pożądanych muzyków sesyjnych, jednak jako prawdziwy innowator muzyczny został dostrzeżony w zespole wspomnianego Davisa, potrafiąc na Jego płytach odcisnąć piętno własnego sposobu postrzegania fusion. Takie albumy Milesa Davisa jak: ''Star People'' (1983), ''Decoy'' (1983) czy ''You're Under Arrest'' (1984) noszą wyraźne piętno fantazji i wyobraźni muzycznej Scofielda, co w przypadku płyt firmowanych nazwiskiem: Miles Davis jest rzeczą doprawdy niezwykłą. Także jego późniejsze wspólne płyty z Patem Metheny, Joe Lovano czy samym Gary Burtonem nasycone są jego oryginalnym i niepowtarzalnym sposobem postrzegania Muzyki.
Solowe płyty Sco (jak nazywa go wielu przyjaciół i fanów) to zupełnie inny rozdział, któremu poświęcić możnaby niejedną książkę. Każdorazowo jest to projekt świeży a niejednokrotnie zupełnie odmienny od poprzedniego, co niejednokrotnie wywołuje zaskoczenie zarówno w Świecie Muzyki jak i w gronie zagorzałych fanów Artysty.
Takim właśnie projektem jest choćby ostatni album Gitarzysty: ''A Moment's Peace'' (2011), w którym Sco zmierzył się ze standardami Beatlesów czy Gershwina. John Scofield potrafił niejednokrotnie ukazać zupełnie nowe oblicze znanych kompozycji, nie pozbawiając ich klimatów do jakich słuchacze przyzwyczajeni byli przez lata, lecz ukazując częstokroć te ''mniej słyszalne'' dźwięki czy nuty w nich ukryte. Taką płytą okazał się też najnowszy album Gitarzysty, na którego materiale wydawało się iż oparty będzie warszawski koncert.
Scofield przyjechał jednak do Warszawy z zupełnie nowym zespołem nazwanym: John Scofield R & B Quartet, jaki stworzył już po nagraniu wspomnianego albumu, dzięki czemu mogliśmy poznać muzyków, jacy najprawdopodobniej pojawią się na kolejnym albumie niezmordowanego innowatora.
Szczególną uwagę podczas występu kwartetu zwracał zafascynowany twórczością George'a Duke'a i Herbie Hancocka: obsługujący instrumenty klawiszowe: Nigel Hall, nadając utworom wykonywanym tego wieczora w Kongresowej charakteru soul i funky. Hall poza współpracą ze Scofieldem prowadzi własny kwintet, a także często udziela się jako muzyk sesyjny -ostatnim jego albumem jest nagrany wraz z Talib Kweli album: ''Gutter Rainbows'' (2011). Hall jest także niezwykle charyzmatycznym wokalistą, obdarzonym głosem porównywanym przez samego Sco do Donny Hathawaya. Śmiem twierdzić, iż to właśnie Nigel Hall nadał niejako taką a nie inną specyfikę brzmienia nowej formacji Scofielda dźwiękami instrumentów klawiszowych jakie zdominowały przestrzeń pomiędzy brzmieniem gitary a sekcją rytmiczną. Rzadko kiedy w przeszłości Scofield pozostawiał tak dużo miejsca podczas utworów na partie wokalne. Świadczy to jednoznacznie o pewnego rodzaju fascynacji jakiej zapewne uległ lider kwartetu wobec Halla. Myślę, iż można cieszyć się z tego iż 60-letni dziś John Scofield pozostaje otwarty na najróżniejsze kierunki muzyczne, gdyż to dzięki temu właśnie jest takim a nie innym Artystą. Artystą, który każdorazowo potrafi nas zaskoczyć swoimi projektami stawiając jednak poprzeczkę zawsze najwyżej jak jest to możliwe.
Na gitarze basowej w John Scofield R & B Quartet zagrał muzyk wywodzący się z wydawać by się mogło zupełnie innego środowiska; Andy Hess bowiem od roku 2002 znany jest z formacji The Black Crowes. Jak się jednak okazuje wybór Scofielda okazał się i tym razem doskonały, bowiem wraz z perkusistą z Nowego Orleanu: Terencem Higginsem, Hess stworzył doskonałą sekcję rytmiczną, której kilkakrotne popisy były jednym z elementów precyzyjnie wykonanego repertuaru.
Scofield wystąpił pod flagą ''Ery Jazzu'' już po raz trzeci; pierwszy raz bowiem pojawił się w roku 2001, a następnie pięć lat później w 2006. Biorąc po uwagę pięcioletnie odstępy poszczególnych koncertów, wypada iż następnym razem usłyszymy Sco w roku 2016! Życzę jednak sobie i wszystkim miłośnikom tego wyjątkowego Artysty, abyśmy mieli możliwość gościć Go ponownie przynajmniej ...4 lata wcześniej :) .
PONIŻEJ ZDJĘCIA J.SCOFIELDA Z KONCERTU (aut. Piotr Gruchała):
Już od samego początku tegorocznej ''Gali Ery Jazzu'' uderzył mnie profesjonalizm organizacyjny. Zarówno występ kwartetu Scofielda jak i show występującej w drugiej części wieczoru grupy Amadou & Mariam robiły wrażenie precyzyjnie dopracowanych zamkniętych programów o indywidualnej specyfice i dokładnie opracowanej strategii. Po trwającej zgodnie z obietnicą zaledwie 15-minutowej przerwie na scenie pojawił się ponownie w doskonale skrojonym garniturze Dionizy Piątkowski, aby wprowadzić nas w klimat jaki zdominować miał resztę wieczoru.

Odkryty kilka lat temu przez Manu Chao duet tworzony przez ociemniałe małżeństwo: Mariam Doumbia i Amadou Bagayoko, przedstawił zapierający dech w piersi show tworzony przez dziewięcioro egzotycznych artystów. Barwne stroje, dwie tancerki o pięknych imionach: Woridio i Aminata oraz biegający po scenie obsługujący różne dziwne instrumenty perkusyjne Boumbacar Dembele sprawili, iż od pierwszych minut publiczność uległa magii afrykańskich rytmów. Niezwykła witalność bijąca ze sceny, sprawiły iż wszystkie wolne miejsca pomiędzy wygodnymi fotelami Kongresowej już po kwadransie wypełniła tańcząca publiczność. Gorące rytmy pochodzące z najbardziej muzycznych rejonów Afryki, do jakich należy Republika Mali, z której pochodzą Artyści połączone z nowoczesnym bitem (w składzie zespołu znalazł się też DJ: Morite Keita) sprawiły iż show zaprezentowany październikowego wieczora w Warszawie pozostanie na długo w pamięci.
Większość programu Amadou & Mariam wypełniły utwory z bestselerowego albumu: ''Welcome To Mali'' (2008), który wśród wielu innych płyt można było również nabyć w hallu Sali Kongresowej po koncercie. Choć pozornie wydawać by się mogło iż nasycona elektroniką muzyka zespołu najlepiej zabrzmieć może jedynie z dopracowanej technicznie i aranżacyjnie płyty, koncert jakiego byłem świadkiem obalił w tym wypadku tą teorię. Oprócz rozimprowizowanej (tak!) muzyki, było po prostu na co popatrzeć a chłonięcie atmosfery panującej zarówno na, jak i przed sceną to doprawdy wspaniałe w tym przypadku doznanie. Pan Amadou Bagayoko ponadto okazał się być wyśmienitym gitarzystą, którego rozimprowizowane kilkuminutowe solo w utworze ''Masiteladi'' uważam za jedne z najwspanialszych minut występu.
Dokładnie o godz 22:00 a więc trzy godziny po rozpoczęciu się Gali, światła Sali Kongresowej zapaliły się a ja zdałem sobie sprawę z tego, iż jeden z najbardziej oczekiwanych wieczorów roku 2011 dobiegł końca.
Będąc świadkiem dwóch tak odległych muzycznie koncertów jednego wieczora na jednej scenie, w przeciągu zaledwie trzech godzin uświadomiłem sobie jeszcze raz niezwykłą perfekcję organizacyjną i logistyczną tego dwukoncertowego festiwalu. Każdy szczegół nosił znamię ogromnego wkładu i zaangażowania organizatorów w przedsięwzięcie. Byłby z tego doskonały festiwal telewizyjny, mogący być transmitowanym bezpośrednio... Cóż z tego, skoro dzisiejsze telewizyjne media wolą zaspokajać żądze rozrywkowe oglądających w zdecydowanie mniej wyszukany artystycznie sposób a pojęcie: program rozrywkowy na wysokim poziomie, już od dawna powinno przestać egzystować w polskiej TV.
Kolejnym przedsięwzięciem ''Ery Jazzu'' będzie klubowe tournee weteranów współczesnej muzyki soul i bluesa: The Holmes Brothers w dniach 4-8 listopada. Trio wystąpi w Warszawie, Gdyni, Poznaniu, Łodzi i Krakowie.
CZYTAJ TEŻ:
-Dionizy Piątkowski -najbliższe plany Ery Jazzu (1)
zdjęcia: R.R. oraz P.Gruchała -dziękuję :)


