- ''Komeda w obiektywie Karewicza''
- Seamus Blake (''Zaduszki Jazzowe w Blue Note'')
[more]
.
.
.
''X Poznańskie Zaduszki Jazzowe'', 03.11.2011
Podczas tygodnia, w którym przypadło Święto Zmarłych w wielu miastach odbywały się Zaduszki Jazzowe. Największą tradycją pod tym względem poszczycić może się Kraków, gdyż w tym roku odbyły się już 56. Krakowskie Zaduszki Jazzowe przekształcone w formę festiwalu. Istnieją nawet wydawnictwa fonograficzne dokumentujące te wydarzenia jak płyta CD ''Krakowskie Zaduszki Jazzowe'' (2000) z zapisem mszy oraz fragmentami koncertu w bazylice OO.Dominikanów z udziałem m.in. Jarka Śmietany, Jacka Zielińskiego, Old Metropolitan Jazz Band i Jazz Band Ball Orchestra.
W Poznaniu natomiast Zaduszki Jazzowe stanowią stały doroczny punkt pośród wydarzeń muzycznych miasta. Podczas tegorocznych jubileuszowych Poznańskich Zaduszek Jazzowych w Katedrze wystąpiła cała plejada artystów związanych ze sceną muzyczną.
Koncert poprzedziła wyjątkowa Msza Święta odprawiona w intencji Artystów, którzy choć odeszli z tego świata -pozostawili po sobie Muzykę, dzięki której są wciąż z nami. Była to msza w niecodziennej dla tradycyjnego obrzędu oprawie jazzowej, a wśród nazwisk wymienianych przez uczestniczących w mszy wiernych podchodzących do mikrofonu podczas Eucharystii, padały takie nazwiska jak: Miles Davis czy Krzysztof Komeda, ale też muzyków nie związanych bezpośrednio z muzyką zwaną jazzem jak: John Lennon czy Karin Stanek.
Po zakończeniu mszy przed ołtarzem odbył się wspaniały koncert, a zachęceni zaproszeniem przez kapłana uczestnicy wydarzenia poczęli zajmować bliższe miejsca co wytworzyło wspaniały klimat zadumy, refleksji i jedności uczestniczących w obrzędzie ku czci zmarłych muzyków.
Wśród wykonywanych utworów nie mogło zabraknąć kompozycji Krzysztofa Komedy, ale też piosenki z repertuaru Anny Jantar o jakże wymownym tytule: ''Nic nie może wiecznie trwać''.
Od Komedy właśnie zaczął się koncert, bowiem wspaniałą i poruszającą wersją kołysanki z filmu ''Dziecko Rosemary'' rozpoczęła go Hanna Banaszak. Piosenkarka wystąpiła wraz z akompanuijącym jej kompozytorem i pianistą Piotrem Kałużnym (grającym także podczas całej poprzedzającej koncert mszy na pianinie). Drugim standardem jaki przypomniała Banaszak był nieśmiertelny: ''Summertime'' George'a Gershwina.
Przed ołtarzem Katedry artyści tacy jak: Jarosław Kostka, Andrzej Mazurek, Retro Jazz Quartet czy Natalia Niemen pojawiali się wywołując wspomnienia i ożywiając ducha zmarłych lecz nieśmiertelnych dzięki Muzyce.
Tradycyjnie koncert zakończył się wspólnie wykonanym tematem: ''When The Saints Go Marchin' In'', kiedy to wszyscy zgromadzeni tego wieczora w Katedrze (również ci w habitach) powstali i klaszcząc w dłonie wyśpiewywali refren.
''Komeda w obiektywie Karewicza''
Zwany ''człowiekiem ze złotym obiektywem'' Marek Karewicz jest postacią znaną wszystkim miłośnikom muzyki dzięki ok.1500 okładek płyt jakie zaprojektował i ozdobił swoimi fotografiami. Wśród tych najsłynniejszych znajdziemy płyty z serii: ''Polish Jazz'', ''Blues'' -Breakout, ''Ewa Demarczyk śpiewa piosenki Zygmunta Koniecznego'' oraz płyty zespołów: Niebiesko -Czarni i Czerwone Gitary. To Karewicz właśnie fotografował w Polsce Milesa Davisa i Raya Charlesa a zbiór jego fotografii znajdziemy w albumie wydanym w 2009 roku: ''This Is Jazz''.
W Dzień Zaduszny 2 listopada w poznańskiej Wadze Miejskiej na Starym Rynku otwarto wystawę fotografii poświęconej wspomnieniom związanym z Krzysztofem Komedą. Warto pamiętać, iż te najsłynniejsze zdjęcia Komedy przez dziesięciolecia powielane w różnych publikacjach i wydawnictwach wyszły właśnie z obiektywu Karewicza. Również najnowsza książka biograficzna o Komedzie: ''Księżycowy chłopiec'' autorstwa Emilii Batury, ilustrowana jest w większości jego zdjęciami.
Nikt tak jak Karewicz nie potrafił ukazać na fotografii muzycznego geniuszu Krzysztofa Komedy, a oglądając jego fotografie odnosi się wrażenie iż one również są Muzyką.
Nie ma chyba wielu fotografików kojarzonych tak jednoznacznie z muzyką jazzową, a jednocześnie będących w ten sposób jej częścią. Tegoroczny okres zaduszny był wspaniałą okazją do zapoznania się z kolekcją fotografii, które skłaniają do refleksji i zadumy.
Seamus Blake, 05.11.2011
Ostatnim wydarzeniem muzycznym w Poznaniu związanym z okresem Zaduszek, był koncert wybitnego nowojorskiego saksofonisty w poznańskim klubie ''Blue Note''.Seamus Blake to mistrz improwizacji mający na swym koncie jak dotąd siedem płyt autorskich. Wszystkie jego albumy zostały niezwykle wysoko ocenione przez krytyków jazzowych na całym świecie. Uczestniczył też w nagraniu niezliczonej ilości płyt jako muzyk sesyjny. Współpracował z takimi sławami jak: Herbie Hancock, Wayne Shorter, Jack DeJohnette czy zespół Charlesa Mingusa.
W określeniach gry Blake'a padają takie sformułowania jak: ''zwalająca z nóg'' czy: ''rozweselająca jak poranne expresso'', a sam John Scofield nazwał saksofonistę: ''niesamowitym i totalnym''.
Od dwóch lat Seamus Blake współpracuje z polskim kontrabasistą Piotrem Lemańczykiem, dzięki czemu podczas koncertu byliśmy świadkami czegoś w rodzaju fuzji amerykańskiego jazzu ze słowiańskim brzmieniem nowoczesnej muzyki improwizowanej.
Podczas koncertu pod hasłem: ''Zaduszki Jazzowe'' wystąpili: Seamus Blake (saksofon), Piotr Lemańczyk (kontrabas), Jacek Kochan (perkusja) i niespodzianka: Maciej Fortuna (trąbka). Niestety nie mógł przybyć do Poznania zapowiadany wcześniej Verneri Pohjola, którego zmorzyła w Helsinkach choroba, lecz zastępujący go M.Fortuna (trąbka) wypadł wspaniale uzupełniając brzmienie kwartetu. Poznaniak Maciek Fortuna dołączył do zespołu w trakcie drugiego utworu w bardzo spontaniczny sposób wkraczając na scenę zaraz po wejściu do klubu, wypakowujac dopiero przed sceną trąbkę z futerału. Zdarzenie to spotęgowało klimat klubowego, spontanicznego koncertu, który obfitował w wiele niespodzianek.
Koncert jaki odbył się w Poznaniu był częścią pierwszego wspólnego tournee międzynarodowego kwartetu, które muzycy zamierzają zwieńczyć nagraniem wspołnej płyty.
Seamus Blake zdjęcie udost. przez organizatora koncertu:
_______________________________________________________
PRIVATE COLLECTION
Poniżej kilka płyt, których w ostatnim czasie słucham, bardzo różniących się od siebie, lecz ukazujących jak szeroko rozumianym pojęciem jest: ''jazz''
GARY GUTHMAN: Solar Eclipse /CD 2011 Polskie Radio SA/
Behind Closed Doors; A Sea Apart; Medicine Man; Di Trevi; The Liars Club; Gentlemen's Playground; Sarah's Waltz; Bajan Secret; David's Dream; Solar Eclipse
''Solar Eclipse'' to pierwsza płyta trębacza nagrana w Europie. Wypełnia ją 10 autorskich kompozycji Guthmana nagranych wraz z doskonałymi polskimi instrumentalistami: Filipem Wojciechowskim (fortepian), Pawłem Pańtą (bas) i Cezarym Konradem (perkusja).
Gary Guthman jest jednym z najpopularniejszych amerykańskich trębaczy, oraz cenionym sidemanem, mającym za sobą współpracę z takimi wykonawcami jak: Tony Bennett, Aretha Franklin, Tom Jones, Paul Anka, Dionne Warwick czy grupa Bee Gees. Miał okazję grać też w tak znakomitych orkiestrach jak: The Memphis Symphony, Edmonton Symphony czy Calgary Philharmonic Orchestra, oraz wykładał improwizację jazzową w kilku uniwersytetach w USA. Od kilku lat mieszka wraz z żoną Małgorzatą w Polsce i współpracuje z polskimi muzykami. ''Solar Eclipse'' jest płytą, na której mamy okazję poznać osobowość muzyczną Guthmana jako kompozytora, aranżera i kierownika zespołu.
Podczas słuchania nagrań wypełniających album trudno nie dostrzec niezwykłej perfekcji i dyscypliny wykonawczej oraz ogromnej wirtuozerii całego zespołu (świetnie brzmią partie fortepianu w ''Medicine Man'').
Oprócz tematów dynamicznych, niejednokrotnie dzięki ''szarpanym'' strunom basu nawiązujących do stylistyki funky, znajdziemy na płycie również trzy bardzo klimatyczne ballady jazzowe. Pierwszą z nich jest temat: ''Di Trevi'', który kojarzyć się może z najpiękniejszymi standardami nastrojowej jazzowej trąbki (nawiązania do estetyki uwielbianej przez miłośników soundu choćby Piotra Wojtasika).
Kolejną piękną balladę odkrywamy w: ''Sarah's Waltz'', gdzie brzmienie trąbki Guthmana na tle pięknych pasaży fortepianowych po prostu chwyta za serce. Mamy tu również okazję upajać się podsycającymi klimat partiami kontrabasu i ''szemrzącą'' perkusją. Właśnie te spokojne stonowane utwory uważam za prawdziwe perełki płyty: ''Solar Eclipse''.
Trzecią balladą na albumie jest ''David's Dream'', gdzie po raz kolejny przekonujemy się jak ważny w tworzeniu nastroju jest na płycie Guthmana fortepian F.Wojciechowskiego.
Pomimo, iż większość nagrań zawartych na albumie jest swego rodzaju ''jazzem użytkowym'', znajdziemy tutaj także utwory jakie powinny zwrócić uwagę ''bardziej zaangażowanych'' słuchaczy, jak choćby: ''The Liars Club'' oparty na ciekawym synkopowanym rytmie, podczas którego zarówno partie fortepianu jak i perkusji i basu po prostu indywidualnie przykuwają uwagę.
Mniej przekonywujące są utwory aspirujące do miana muzyki łatwiejszej i bardziej przyswajalnej, oparte przeważnie na niczym nie wyróżniającej się prostej melodyce i wbogacone mało wyszukanymi solówkami (m.in. ''Bajan Secret'' kojarzący się z produkcjami Herba Alperta), choć trudno odmówić im perfekcji i miana produkcji na najwyższym poziomie.
Zakończeniem płyty jest utwór tytułowy, w którym szczególnie znacząco dochodzą do głosu poszczególne instrumenty ukazując skład utworzony przez Guthmana jako zestawienie czterech doskonałych osobowości. Sam lider gra tutaj z zastosowaniem różnych brzmień trąbki, a kompozycja w sensie struktury jest niezwykle urozmaicona i wielowątkowa czyniąc ten utwór jednym z najciekawszych na całym albumie.
Z zainteresowaniem sięgnę po kolejną płytową pozycję Guthmana, a mam nadzieję iż Muzyk mieszkający obecnie w Polsce współpracował będzie nadal z czołowymi polskimi instrumentalistami jak miało to w przypadku: ''Solar Eclipse''.
Gary Guthman: zdjęcia udostępnione przez management:
DIXIE WARSAW JAZZMEN: Sweet Sue /CD 2011/
Sweet Sue; Louisiana-i-ay; The Old Rugged Cross; Eh La Bas!; Mood Indigo; Bye Bye Blues; Nobody's Sweetheart Now; La Vie En Rose; Big Butter & Egg Man; Red Roses For A Blue Lady; The World Is Waiting For The Sunrise; Home When Shadows Fall; Dream A Little Dream Of Me; When The Saints Go Marching 'In
Pełne radości i tchnące pozytywną energią interpretacje 14 standardów z pierwszej połowy minionego stulecia, a więc okresu zwanego ''Złotą Erą Jazzu''.
Dixie Warsaw Jazzmen to zespół założony w 2007 roku przez czterech muzyków związanych przed laty z tak klasycznymi formacjami jazzu tradycyjnego jak: Hagaw, Vistula River Brass Band, Blues Fellows, Gold Wahboard oraz orkiestrą Big Warsaw Band.
Dzięki zastosowaniu tradycyjnego instrumentarium (trąbka, klarnet, saksofon basowy i banjo) oraz efektów ''z epoki'' (jak choćby głos przetworzony przez megafon w ''Louisiana-i-ay'' i ''Bye Bye Blues'') oraz profesjonalizmu muzyków hołdujących tradycji, mamy do czynienia z autentycznym brzmieniem odwołującym się do dawnych tradycji dixielandu. Spośród czternastu utworów zamieszczonych na czwartej już płycie kwartetu jaką jest ''Sweet Sue'' zaledwie trzy kompozycje poddane zostały dodatkowym aranżacjom ukazującym nieco inne ich oblicze. W stosunku do pozostałych standardów Dixie Warsaw Jazzmen postawili na tradycję oddając w pełni ich pierwotny klimat lecz wykonując je z niezwykłą precyzją, w której dostrzec możemy niesłychane (sic!) wyczucie klimatu i specyfiki jazzu tradycyjnego.
Znany z najróżniejszych wykonań temat: ''La Vie En Rose'' brzmi w tradycyjnej interpretacji kwartetu doskonale, podobnie jak sentymentalny przedwojenny przebój: ''Red Roses For A Blue Lady'' zaśpiewany po polsku (!) do tekstu Andrzeja Fesnaka ozdobiony wspaniałymi solami trąbki i klarnetu. To nie jedyny utwór opatrzony polskim tekstem na tej płycie, drugim jest wspaniale zaśpiewany przez lidera formacji Zygmunta K.Jagodzińskiego: ''Home When Shadows Fall''. Utwór ten oparty jest na akordach saksofonu basowego, który jest bardzo ważnym elementem brzmienia zespołu.
Doskonale brzmi w interpretacji Dixie Warsaw Jazzmen temat znany z tak różnych wykonań jak: Louis Armstrong, Dean Martin, Marilyn Monroe czy Connie Francis: ''Dream A Little Dream Of Me'' ozdobiony pięknie brzmiącą trąbką i partiami klarnetu a zaśpiewany przez Stefana Woźniakowskiego.
Doskonałym zakończeniem albumu jest: ''When The Saints Go Marchin 'In'' wykonany z werwą i animuszem charakterystycznym dla Największych Twórców Jazzu Tradycyjnego.
Jakże wiarygodnie brzmi czytane w trakcie przesłuchiwania płyty wyznanie Muzyków umieszczone wewnątrz okładki płyty: ''Muzyka jest dla nas sposobem na życie, jest naszą pasją, towarzyszy nam już od ponad 40. lat''.
Zespół Dixie Warsaw Jazzmen tworzą: Stefan Woźniakowski, Andrzej ''Bigol'' Bigolas, Włodzimierz Halik i Zygmunt K.Jagodziński.
SASKIA LAROO: Really Jazzy /CD 2008, My Music/
Jazzn'Jamz; Courtesy to Coltrane; Really Jazzy; Up the Mountain; Same Song; Munchin'; Kumpa; Big Blues; Night Garden; Funky Roads; Jealousy; Go for it
Holenderska trębaczka Saskia Laroo nazywana przez niektórych ''Lady Miles Davis'' ma na swym koncie już kilka płyt. Pod własnym nazwiskiem (pseudonimem?) zadebiutowała w 1994 roku płytą ''It's Like Jazz'' a ''Really Jazzy'' to płyta wydana 14 lat po debiucie fonograficznym. Krążek oparty jest na samplach i groovach spreparowanych w warunkach studyjnych w Amsterdamie przez samą Laroo, lecz w nagraniu płyty towarzyszyła jej cała rzesza muzyków i raperów -nie jest więc to pozycja spreparowana elektronicznie gdzie jedynym ''żywym'' instrumentem jest trąbka. A jednak muzyka zawarta na płycie robi wrażenie bardzo mechanicznej i pozostawia niedosyt estetyczny dla oczekującego podczas słuchania głębszych doznań muzycznych.
W zasadzie przyjemnie się słucha tego materiału jako podkład podczas spotkań towarzyskich lub jazdy samochodem -nie jest to jednak muzyka sprawdzająca się podczas słuchania w sposób kontemplacyjny, bowiem po jej przesłuchaniu odnieść można wrażenie, iż podczas godziny spędzonej przed głosnikami, słuchaliśmy jednego długiego utworu.
Trudno zapamiętać po przesluchaniu krążka coś więcej niż trąbkę z tłumikiem naśladującą z różnym efektem brzmienie Davisa na tle nieco monotonnego rytmu i czarny rap połączony z chórkami.
Uważam jednak, iż taka choćby ''Same Song'' to naprawdę dobry motyw kompozycyjny i gdyby Artystka zdecydowała się ''podać go'' w nieco innym ''sosie'' -mogłoby powstać całkiem interesujące nagranie uwzględniając umiejętności interpretacyjne Pani Laroo. Na płycie znajdziemy wiele ciekawych rozwiązań melodycznych i interesujących motywów -wszystko to podane jest jednak w ''sosie'' nie zawsze zaspakajającym moje oczekiwania wobec muzyki jazzowej.
Znam kilka przykładów płyt, które oprócz swoich podstawowych wersji, posiadały wersje alternatywne spreparowane przez DJ-ów. Album ''Really Jazzy'' robi na mnie właśnie wrażenie takiej ''wersji alternatywnej'', tylko dlaczego u licha nie wydano tej płyty także w ''wersji podstawowej''?
W książeczce płyty poznajemy całą rzeszę kilkunastu muzyków biorących udział w nagraniu płyty i doprawdy nie mogę pojąć dlaczego tak wielkiego wysiłku wymaga usłyszenie ich instrumentów podczas poszczególnych utworów. Na niektórych płytach efekty elektroniczne i syntezatory ''udają'' żywe instrumenty -tu jednak jest odwrotnie: instrumenty ''żywe'' robią wrażenie spreparowanych elektronicznie. Jakże cieszy na tym ''bezrybiu'' autentyczna solówka keyboardów w utworze ''Big Blues'' czy naturalne brzmienie ''Night Garden'', gdzie zarówno gitara jak i sekcja rytmiczną dają o sobie znać! Bardzo ciekawie mogłaby zabrzmieć też ballada ''Jelaousy'', gdyby pozbawić ją uciążliwego mechanicznego rytmu. Najprawdopodobniej to co mnie drażni na tej płycie jest dla innych jej atrybutem i cechą użytkowości tej muzyki, gdyż przy każdym tytule utworu podano ilość bitów na minutę. Co ja za to mogę, iż słuchając ostatniego utworu (''Go for it'') bardziej interesowała mnie ilość minut jaka pozostała do jego zakończenia niż bity?
Przypominam, iż mnóstwo omówień albumów znajduje sie w zakładce: RECENZJE PŁYT
zdjęcia i skany okładek: R.R. oraz fot.udostępnione