Zawsze przeciwny byłem jakimkolwiek podsumowaniom płytowym kończącego się roku sporządzanym na bieżąco. Uważam bowiem aby daną płytę ocenić obiektywnie, trzeba spędzić z nią odpowiednio dużo czasu i poświęcić jej więcej uwagi. To wymaga często całych miesięcy... a nawet lat, by z perspektywy czasu móc ocenić czy płyta wytrzymała próbę czasu. Poza tym jak traktować płyty, które dotarły do nas dosłownie w ostatnich dniach roku?
[more]
Docierające do mnie płyty opisuję na bieżąco, dzieląc się świeżymi i na gorąco spisywanymi przeważnie pierwszymi wrażeniami, co z upływem czasu może ewoluować, w efekcie czego okazać się może, iż ten sam materiał z upływem czasu odbierany może być inaczej. Wiele muzyki odkrywamy dla siebie dopiero po pewnym czasie, wcześniej ją ignorując, z kolei wiele płyt traci swój czar, gdy dłużej z nimi obcujemy.
Poniżej przedstawiam swój osobisty i bardzo subiektywny przegląd płyt jakie dotarły do mnie w 2011 roku, ograniczając się do polskich krążków jazzowych i pochodzących z okolic jazzu wydanych pod koniec 2010 i w 2011 roku. Przyznaję, iż wielu płyt jakie ukazały się w tym okresie najwyczajniej w świecie nie miałem okazji bliżej poznać i być może część z nich opiszę dopiero w ciągu tego roku. Tymczasem; poniżej o kilku spośród zrecenzowanych już przeze mnie płytach oraz kilka nowych recenzji w drugiej części tekstu.
Jazz Top
Płyta ''Projekt Elbląg'' firmowana przez projekt Bartka Krzywdy Special Jazz Sextet wiąże się z moimi wspomnieniami z tegorocznych wakacji na Kaszubach, gdzie poznałem zarówno Bartka jak i kontrabasistę zespołu Janusza ''Macka'' Mackiewicza. Wówczas podczas festiwalu ''Jazz w lesie'' miałem okazję poznać koncertową premierę zawartego na tej płycie materiału (płycie wydanej pod patronatem RadiaJAZZ.FM). Doskonała sekcja dęta, wspaniałe kompozycje Bartka Krzywdy i gościnny udział w nagraniach Przemka Dyakowskiego, Jerry Goodmana i Jarka Śmietany mogą być doskonałą rekomendacją tej płyty, ale nie muszą... Ta płyta po prostu broni się sama.
W tym samym okresie dotarła do mnie płyta bezwzględnie jednej z największych pianistycznych niespodzianek tego roku -wspólnego projektu Sławka Jaskułke i Piotra Wyleżoła: ''Duo Dram'' ukazująca niezwykły wręcz potencjał tkwiący w duecie tworzonym przez zdecydowanie różniących się od siebie dwóch spośród najlepszych naszych pianistów.
22 lipca miałem okazję po raz pierwszy usłyszeć na żywo materiał z płyty: ''Moves Between Clouds'' podczas koncertu będącego jej premierą, od tego tez dnia jestem jej szczęśliwym posiadaczem. ''Moves Between Clouds'' to płyta międzynarodowej formacji Wacława Zimpla Undivided, w skład której oprócz niego weszli klarnecista Perry Robinson, pianista Bobby Few, oraz sekcja rytmiczna: Mark Tokar i Klaus Kugel. Zarówno Wacław Zimpel jak i Perry Robinson byli gośćmi moich audycji w RadioJAZZ.FM (rozmowy z artystami umieszczone zostały również na tym blogu), a płytę w dwóch częściach zagrałem całą i choć jest to muzyka dość trudna w odbiorze -otrzymałem wówczas dużo maili związanych z jej prezentacją, co utwierdziło mnie w przekonaniu, iz jest to naprawdę płyta wybitna i zjawiskowa na naszym rynku jazzowym i cieszę się iż zrobiła takie wrażenie również na słuchaczach.
RGG. Miałem okazję w tym roku usłyszeć trio Przemka Raminiaka na żywo podczas koncertu w swoim ulubionym klubie i... i zdecydowanie bardziej odpowiada mi estetyka studyjna ich najnowszej płyty. Piąty album RGG zatytułowany jest: ''One''. Ta płyta jest wyśmienita jako całość... łącznie z ciekawą albumową okładką ilustrowaną pięknymi i ...zimymi fotografiami. To płyta bardzo zimna... i ten własnie chłód i taka jakby sterylność brzmieniowa jest jej wielkim atrybutem. Muzyka zimna, jakby odhumanizowana... a jednoczesnie pełna piękna i doprawdy poruszająca wyobraźnię. I to że fortepian Raminiaka brzmi twardo i tak... laboratoryjnie -to jest własnie to za co tą płytę kocham i uwielbiałem jej słuchać podczas ubiegłorocznej jesieni, a dźwięki tej płyty brzmiały mi w głowie podczas niejednego spaceru po lesie. Doprawdy wspaniały klimat ma ta płyta.
Piotr Baron. Na jego kolejną nową płytę autorską czekaliśmy w minionym roku z utęsknieniem. Wiadomo iż artysta swoimi dokonaniami podniósł poprzeczkę tak wysoko, iz to czekanie na nowy album przeradzało się chwilami w strach i niepokój. Czy ta płyta będzie tak doskonała, jak się spodziewamy? Jest. ''Kaddish'' to doskonała płyta. Dostałem tą płytę od Piotra Barona na dobrych klika tygodni przed jej premierą ze zgodą na jej prezentacje w RadioJAZZ.FM. Pamiętam, iż w Lesznie gdzie spotkałem się z Panem Piotrem, wręczając mi ten kompakt z logo RadiaJAZZ.FM na okładce powiedział: ''Jest pan pierwszą osobą na świecie, która ma tą płytę''.... Być może właśnie tak było, gdyż w czasie audycji w której pierwszy raz zagrałem nagrania z ''Kaddish'' (12 lipca) otrzymałem maile z pytaniami: ''czy ta płyta już w sensie fizycznym, materialnym? Czy to tylko nagrania? Czy można już ją kupić?''. Od Maćka Nowotnego wiem że słuchał tej audycji będąc w Chorwacji i wówczas właśnie w RadioJAZZ.FM usłyszał tą płytę pierwszy raz. Ósma autorska płyta Piotra Barona zatytułowana ''Kaddish'' to jeszcze raz powtórzę: płyta... po prostu: doskonała. Tu nie ma zbytecznych dźwięków, tu niczego nie ma za dużo i niczego nie brakuje. Twierdzę z przekonaniem iż z upływem czasu ''Kaddish'' stanie się klasyczną płytą polskiego jazzu, którą nasze dzieci stawiać będą obok innych wielkich dokonań wszechczasów. Na tej płycie Piotr Baron przekazał tak wiele, iż niejednemu muzykowi nie starczyłoby życia by to uczynić... Tą jedną płytą... doskonałą.
Krzysztof Herdzin uraczył nas w tym roku dwiema jakże różniacymi się od siebie płytami: wcześniej mogliśmy cieszyć się doskonałą płytą tria Herdzina zatytułowaną: ''Capacity'', później płytą pianisty nagraną wspólnie z orkiestrą i Gregoire Mairet zatytułowaną ''Looking For Balance'' (recenzja płyty w drugiej części tekstu). Obie pozycje wyśmienite, choć ukazujące zupełnie odmienne oblicza Herdzina, są kolejnym dowodem niezwykłej wszechstronności i poetncjału artysty.
W tym roku odszedł Andrzej Przybielski, który za życia (w co trudno doprawdy uwierzyć) nie doczekał się płyty firmowanej własnym nazwiskiem. Pierwsza Płyta taka natomiast ukazała się w roku bieżącym po smierci artysty. Album nosi tytuł ''Sesja Open'' i stanowi niewątpliwie doskonały przykład geniuszu Przybielskiego.
I jeszcze jedna płyta jazzowa roku 2011, której ja osobiście poświęciłem w minionym roku bardzo dużo czasu i uwagi a spędzony z nią czas uważam za naprawdę udany. Adam Bałdych, z którym miałem także okazję rozmawiać podczas jednej z moich audycji i płyta ''Magical Theatre''. Jazz podany chwilami wręcz w estetyce progresywnego rocka, gdyż Bałdych potrafi niejednokrotnie traktować skrzypce w niemal gitarowo -rockowym stylu.
W ostatnich dniach roku trafiła do mnie płyta nagrana w międzynarodowym składzie w Holandii. Wydana została w grudniu a zatytułowana jest ''Archipelago''. To nowy album naszego saksofonisty Grzecha Piotrowskiego (recenzja wkrótce). Urzeka nostalgią i klimatem, będąc jednocześnie przesycona zarówno melodyką jak i dużą dozą improwizowanych partii.
Koniec roku to także trzeci album firmowany przez Marka Napiórkowskiego. Tym razem mamy doskonałe trio tworzone przez lidera z Robertem Kubiszynem i Cezarym Konradem: ''KonKubiNap''. Na płycie po raz kolejny mamy okazję przekonać się jak doskonała swego rodzaju muzyczna chemia łączy tych muzyków (recenzja płyty w drugiej części tekstu).
Także pod koniec roku dotarła do mnie płyta duetu Grażyna Auguścik - Paulinho Garcia: ''The Beatles Nova'' (recenzja w drugiej części tekstu) ukazująca zupełnie nowe oblicze standardów Beatlesów zaadaptowane w klimacie bossa novy. Wydawałoby się, iż w temacie The Beatles ukazano w muzyce już wszystko -jednak nie.
Jazz i okolice
Druga autorska płyta Jacka Korohody jest przykładem tego o czym pisałem we wstępie. Krążek: ''Window To The Backyard'' ukazał się bowiem jeszcze pod koniec 2010 roku, lecz płyta na dobre rozpowszechniła się dopiero w roku 2011. Wspaniały klimat i swego rodzaju koncept, na zasadzie jakiego zbudowana jest całość płyty urzeka swym klimatem od początku do końca. Korohoda potrafił na płycie pogodzić gusta zarówno wymagających miłośników jazzu, jak i oczekujących na tej płycie pięknych, czarownych melodii.
Dla mnie płyta ''I Love The Blues'' firmowana przez Jarek Śmietana & Wojtek Karolak Band była najbardziej oczekiwanym albumem tego roku. Nie mogę więc pominąć tej płyty w podsumowywaniu. Choć z jazzem może ta płyta ma mniej wspólnego niż starsze produkcje Najlepszego Polskiego Gitarzysty Jazzowego, gdyż Śmietana i Karolak płytą tą stworzyli swoistą encyklopedię bluesa, sięgając zarówno po klasyków jak i nowe kompozycje. Dla mnie jest to kolejna po prostu doskonała płyta!
W tym roku wyśmienitym albumem ''Gitarolo'' powrócił po wielu latach zespół Super Duo, który na tej płycie, podobnie jak przed laty potrafił pogodzić gusta zarówno miłośników jazzu jak i muzyki flamenco, a wszystko to podane jest w bardzo przystępnej formie. Elementy flamenco, klasycznej muzyki gitarowej i jazzu tworzą niezwykłą mieszankę pełną barw i odcieni.
Jazz Debiuty
Meagre Quartet to zespół powołany do życia w 2008 roku przez : grającego na trąbce: Łukasza Wojtowicza oraz perkusistę: Szymona Gąsiorka. Skład uzupełnili gitarzyści: Bartosz Krzywulski (gitara, a później bas) oraz Sebastian Goliński. Założeniem zespołu jest granie szeroko pojętej muzyki jazzowej, a dzięki zetknięciu się czterech różnych osobowości ukierunkowanych przed sformowaniem zespołu również w stronę rocka czy nawet heavy metalu, doszło do fuzji dzięki której echa różnych fascynacji stworzyły oryginalne brzmienie na albumie: ''Mushroom Mousse''.
Poznański Tfaruk Love Communication swą debiutancką płytą zaskakuje róznorodnością inspiracji poszczególnych instrumentalistów wywodzących się z różnych i odmiennych środowisk muzycznych. Niekonwencjonalne instrumentarium oparte na różnego rodzaju perkusjonaliach i efektach elektronicznych oraz wyśmienity klarnet basowy Piotra Mełecha, to wielkie atuty tego krążka.

To tyle jesli chodzi przegląd płyt minionego jakie trafiły do mnie do dnia dzisiejszego. Myślę, iż o wielu jeszcze płytach z roku 2011 będzie dane mi dopiero napisać w roku bieżącym. Trzy pierwsze przykłady poniżej, kolejne wkrótce.
PRIVATE COLLECTION

KRZYSZTOF HERDZIN featuring Gregoire Maret: Looking For Balance /CD 2011, Universal/
Full Of Life; Consolation; State Of Equilibrium; Peace Of Mind; Uncertain Future; Finding Love; Hopin' For Somethin'
''Looking For Balance'' to druga płyta jaka ukazała się pod nazwiskiem Krzysztofa Herdzina. Pierwszym był doskonale przyjęty przez krytyków i odbiorców album: ''Capacity'' nagrany w trio z Robertem Kubiszynem i Cezarym Konradem. Na ''Looking For Balance'' słyszymy również obu pozostałych muzyków tamtego projektu -i na tym chyba kończy się to co może łączyć oba wydawnictwa. Druga bowiem autorska płyta Herdzina z roku 2011 to propozycja zupełnie innego rodzaju. Płyta nagrana została z udziałem grającego na harmonijce ustnej Gregoire Maret, znanego z współpracy m.in. z Herbie Hancockiem, Duke'm Ellingtonem, Marcusem Millerem czy Patem Metheny (nagroda Grammy za płytę „The Way Up”), a także poza wymienioną sekcją rytmiczną: z Piotrem Baronem i jednym z najwybitniejszych polskich gitarzystów: Markiem Napiórkowskim. Przede wszystkim jednak z 27-osobową Sinfonia Viva Orchestra poprowadzoną przez samego lidera projektu.
Potężnie brzmiąca orkiestra już od pierwszych dźwięków rozpoczynającego album: ''Full Of Life'' przenosi nas w estetykę jaką emanować będzie cała płyta. Wspaniale brzmi solo niezrównanego Piotra Barona w tym utworze, podejmującego dialogi zarówno z harmonijką Gregoire Mareta, jak i fortepianem Herdzina. Bardzo mało tu klimatów stricte jazzowych -płyta jest raczej doskonałą produkcją ambitnej muzyki rozrywkowej, wspaniale zorkiestrowanej i zaaranżowanej. Słuchając częsci utworów z ''Lookong For Balance'' nie potrafię oprzeć się skojarzeniom z estetyką muzyki ilustracyjnej, czy wręcz filmowej. Poszczególne tematy są jakby ilustracją do nieistniejących obrazów, o odmiennych nastrojach i klimatach. ''Full Of Life'' emanuje radością i witalnością, ''Consolation'' stwarza z kolei nastrój smutnej zadumy, a ''Peace Of Mind'' to niemal scena z pokoju bawialnego; słyszymy gaworzenie dziecka, a gitara klasyczna wraz z dźwiękami fortepianu i tła orkiestry pobudza znakomicie wyobraźnię.
Gitara Napiórkowskiego daje o sobie znać również szczególnie w: ''State Of Equilibrium'', gdzie wraz z saksofonem Barona tworzy doskonałe impresje na tle orkiestry. Tu również jest miejsce na fortepian i wspaniałe partie fletów.
Nieco patetycznie brzmieć może orkiestrowy wstęp do: ''Uncertain Future'', w którym oprócz wiodącej prym harmonijki, wspaniale brzmią partie kontrabasu Roberta Kubiszyna i wyjątkowo tu jazzowo brzmiące partie fortepianu wspierane ''szczoteczkami'' Konrada.
''Finding Love'' to temat w jakby niepokojącym klimacie, pełnym oczekiwania na mający nastąpić zwrot sytuacji... Posłuchajcie sami; tu każdy utwór stanowić może ilustrację muzyczną do obrazów tworzonych przez wyobraźnię. Można chwilami odnieść wrażenie iż płyta jest muzyką do nieistniejącego filmu, co nie jest bynajmniej jej wadą, bowiem ten film, zasłuchując się w dźwięki: ''Looking For Balance'' potrafimy nakręcić sami, pobudzoną przez muzykę wyobraźnią.
Piękna partia saksofonu Piotra Barona dominuje w ostatniej scenie: ''Hopin' For Somethin'''. Ten utwór należy do Pana Piotra: piękne, leniwie snujące się impresje na tle orkiestry kończą pełne najróżniejszych obrazów spotkanie z tą płytą.
Krzysztof Herdzin jest postacią wyjątkową na polskim rynku muzycznym, a śledzący jego dokonania muzyczne doskonale zdają sobie sprawę z wszechstronnych poczynań artysty, mającego za sobą oprócz współpracy z największymi polskimi jazzmanami, również wieloletnią współpracę ze światem tzw. ''muzyki popularnej''. W sumie nazwisko Krzysztofa Herdzina pojawiło się już na ponad 160 płytach (kompozytor, aranżer, dyrygent, muzyk). Wydanie takiej płyty po przesyconej estetyką jazzową: ''Capacity'' nie powinno być zaskoczeniem, a kolejnym dowodem wszechstronności geniuszu Herdzina, który jest zarówno wyśmienitym jazzmanem jak i doskonałym producentem i kompozytorem muzyki rozrywkowej. Czyż nie nasuwają się w tym momencie skojarzenia z takimi nazwiskami jak: Nahorny, Milian czy choćby Śmietana (podobna w klimacie płyta: ''Autumn Suite'' z orkiestrą)?
To wspaniałe, iż pośród wielu niezwykłych postaci polskiego jazzu, od czasu do czasu pojawia się również Artysta tak doskonale potrafiący znaleźć się zarówno w świecie muzyki improwizowanej jak i najwyższych lotów muzyce rozrywkowej.
Płyta wydana została pod patronatem miesięcznika: ''JazzPRESS''.
GRAŻYNA AUGUŚCIK PAULINHO GARCIA: The Beatles Nova /2011, MTJ/
When I'm 64; Things We Said Today; Because; Norwegian Wood; Hey Jude; We Can Work It Out; Blackbird; I Will; Two Of Us; Hello Goodbye; Nowhere Man; In My Life; Here Comes The Sun; A Hard Day's Night
Grażyna Auguścik od końca lat 80-tych mieszka na stałe w USA, tam koncertując i nagrywając. Nie zapomina jednak o polskich słuchaczach i fanach; w roku 2011 na polskim rynku doczekalismy się aż dwóch albumów jednej z najwybitniejszych polskich wokalistek: ''Personal Selection'' oraz albumu który swą premierę miał 18 listopada: ''The Beatles Nova''.
Drugie z tych wydawnictw nagrane zostało w duecie z wieloletnim przyjacielem i partnerem artystycznym: Paulinho Garcią. Muzycy poznali się w Chicago przed 15 laty i od tej pory ich muzyczne poczynania połączyły się tworząc doskonały tandem okrzyknięty przez wielu krytyków najciekawszym jazzowym duetem wokalnym ostatnich lat. Współbrzmienie harmonii wokalnych piosenkarki i brazylijskiego gitarzysty akompaniującego im obojgu wytwarza niezwykle ciepły i intymny wręcz klimat będący wypadkową południowego temperamentu Garcii i słowiańskiej duszy Pani Grażyny. Dlatego też gdy dotarły do Polski wieści o wspólnym ich projekcie poświęconym twórczości The Beatles -z prawdziwą wręcz niecierpliwością i radością oczekiwaliśmy ich trzeciej już wspólnej płyty. Jak było do przewidzenia: to jedna z najciekawszych płyt roku 2011 zarówno w dziedzinie jazzu jak i szeroko pojętej muzyki popularnej. Płyta nagrana została w małej sali koncertowej w Chicago w dość niezwykły sposób w odniesieniu do dzisiejszych produkcji (na jeden mikrofon, bez pogłosów) przez słynącego z audiofilii: Kena Christiansena (od 25 lat nagrywającego m.in. samego Charlie Hadena). Wszystkie kompozycje zaaranżowano na dwa głosy, gitarę, flet bądź saksofon oraz kontrabas i różnego rodzaju brazylijskie instrumenty perkusyjne w klimacie bossa novy.
Pamiętam pierwszą polską jazzującą płytę poświęconą w całości Beatlesom: ''Ewa Bem Loves The Beatles'' z roku 1984. W ciągu wielu lat ukazało się mnóstwo płyt ukazujących różne sposoby interpretacji klasyki Lennona i McCartneya i wydawać by się mogło iż w tym temacie nic już nie jest w stanie nas zaskoczyć, a jednak... Okazuje się iż wiele utworów pochodzących z repertuaru ''Fab Four'' stworzonych jest wręcz do bossa novy a słuchając ich w interpretacjach twórców tej płyty potrafimy niejednokrotnie wręcz zapomnieć o ich pierwotnym brzmieniu z lat 60-tych.
Już od pierwszych dźwięków otwierającego płytę: ''When I'm 64'' słychać iż mamy do czynienia z wyjątkowym i nowatorskim podejściem do tak znanych nam od lat kompozycji. Jakże trudno zaskoczyć słuchacza czymś świeżym w odniesieniu do utworów The Beatles, przekonało się przez lata całe wielu artystów próbujących tego dokonać. Tymczasem Auguścik i Garcia odkrywają w estetyce samby i bossa novy zupełnie inny potencjał ukryty w tych tak prostych przecież melodiach. Olśniewa partia fletu w ''Things We Said Today'', a tak wydawałoby się specyficzną aurę psychedelii tkwiącą w zakręconej melodyce ''Because'' duet potrafił wykorzystać w sposób zapierający dech w piersi. Wspaniale brzmią przekomarzające się wokalizy w ''Norwegian Wood'', a zmiany aranżacji w tak zdawać by się mogło się niemożliwym do przetworzenia w klimat bossa novy charakterystycznym: ''Hey Jude'' okazują się doskonałe. Warto zwrócić uwagę na dobór repertuaru tworzącego ten 14-utworowy program. Obok bowiem tak słynnych utworów Legendarnej Czwórki jak: ''A Hard Day's Night'', ''Hello Goodbye'' czy (jedynej kompozycji George'a Harrisona w tym zestawie): ''Here Comes The Sun'', artyści sięgneli do rzadziej eksponowanych kompozycji jak choćby: ''In My Life'' czy ''Nowhere Man''. Doskonale brzmienie uzupełnia flet Steve Eisena w takich utworach jak np. utrzymanym w rytmie skocznej samby: ''We Can Work It Out'', czy saksofon tegoż muzyka w przepięknie brzmiącej kołysance: ''I Will''. We wszystkich nagraniach kontrabas Bretta Bentelera brzmi bardzo delikatnie i dyskretnie, natomiast najróżniejsze perkusjonalia (Heitor Garcia) nadają wyjątkowego smaku każdemu z czternastu nagrań.
To płyta, która obowiązkowo powinna znaleźć się w płytotece fana The Beatles, jako przykład doskonałej transkrypcji na najwyższym światowym poziomie. To płyta dla miłośników brazylijskich brzmień, miłośników jazzu, miłośników pięknych melodii... To jedna z niewielu pozycji fonograficznych ostatnich lat, która plasując się na najwyższym z możliwych poziomie artystycznym, mogącym zaspokoić gusta niezwykle wymagającego słuchacza -jest jednocześnie płytą niezwykle przystępną i przyswajalną. ''The Beatles Nova'' sprawdzi się zarówno podczas kontemplacyjnego słuchania jak i jako niezobowiązujące tło muzyczne. Strzał w dziesiątkę!
MAREK NAPIÓRKOWSKI TRIO: KonKubiNap /2011 Universal/
Allan; Wojtek; Vietato Fumare; Mill; Giant Steps; Miro; Havona; Wciąż się śnisz, Between a Smile and a Tear
Tak niedawno cieszyć się mogliśmy płytami Krzysztofa Herdzina: ''Capacity'' i ''Looking For Balance'', na których zagrali wszyscy trzej bohaterowie tej płyty (Marek Napiórkowski, Robert Kubiszyn i Cezary Konrad), iż prawdziwą niespodzianką jest wydanie jeszcze w 2011 roku płyty: ''KonKubiNap''.
Lidera projektu: Marka Napiórkowskiego słuchamy już od wielu lat na najróżniejszych płytach i w towarzystwie najznakomitszych artystów, że wymienię choćby: Pata Metheny, Richarda Bonę, Annę Marię Jopek, Tomasza Stańko, Ewę Bem, Wojciecha Karolaka czy Krzysztofa Ścierańskiego. Choć jego nazwisko pojawiło się jak dotąd na około 100 różnych albumach, krążek wydany pod koniec 2011 roku jest dopiero trzecim firmowanym jego nazwiskiem.
Doprawdy aż trudno uwierzyć słuchając tej płyty, iż materiał na nią złożony został z pięciu koncertów zagranych w różnych miejscach. Dramaturgia zbudowana na płycie robi wrażenie uczestnictwa w jednym wydarzeniu, w tym samym czasie i miejscu.
Płytę wypełniają kompozycje Napiórkowskiego oraz perkusisty projektu Cezarego Konrada, plus dwie zaskakujące interpretacje klasyków: Johna Coltrane'a (''Giant Steps'') i Jaco Pastoriusa (''Havona'').
Choć płyta firmowana jest nazwiskiem Marka Napiórkowskiego od początku mamy do czynienia z brzmieniem bardzo zespołowym, gdzie równoprawnymi z gitarą lidera projektu instrumentami są zarówno: gitara basowa Roberta Kubiszyna jak i perkusja Konrada. Słychać to już w otwierającej całość kompozycji: ''Allan'', gdzie obie gitary robią wrażenie wzajemnie uzupelniających się a z kolei pod koniec utworu na plan pierwszy wysuwa się doskonale brzmiąca perkusja.
''Allan'' to jedna z dwóch kompozycji Cezarego Konrada w tym zestawie. Drugą jest spokojny, robiący wrażenie leniwej i sennej impresji: ''Wojtek'' osnuty wokół kojącej i ujmującej melodii, by w części środkowej porwać nas bardziej rozimprowizowanymi partiami gitary mogącej wywoływać chwilami skojarzenia ze sposobem improwizacji znanym nam z płyt choćby Scotta Hendersona czy Johna Scofielda.
Jakże doskonałą sekcją jest tandem Kubiszyn - Konrad wiedzą doskonale miłośnicy współczesnego polskiego jazzu. Na tym krążku klasycznym tego przykładem może być: ''Vietato Fumare'', podczas którego potraktowanie gitary basowej przez Kubiszyna dalece wykracza poza tradycyjne ramy instrumentu rytmicznego, a Konrad wygrywa niezwykłe partie traktując perkusję w sposób właściwy największym mistrzom muzyki improwizowanej. ''Vietato Fumare'' to obok: ''Giant Steps'' Coltrane'a najbardziej oscylujący w kierunku free utwór na tej płycie.
Po gitarę akustyczną Napiórkowski sięga w kojącym pomiędzy dwoma dynamicznymi i rozimprowizowanymi utworami: ''Mill''. Mamy tu do czynienia z wrażeniem ogromnej przestrzenii malowanej zarówno przez ciepłe brzmienie gitary akustycznej jak i akustycznego basu Kubiszyna. Zaskakującym jest zdolność budowania przez trio tak różniących się od siebie klimatów i barw na płycie. Porwani gorącymi i soczystymi partiami agresywnie brzmiącej gitary w jednej chwili, zostajemy w następnej przeniesieni do świata pięknych melodii i malowniczych pasaży opartych na łagodnych brzmieniach akustycznych.
Nieco inne jednak oblicze Napiórkowskiego grającego na akustycznym instrumencie poznajemy w ''Miro''. To utwór niosący w sobie coś z klimatu niepokoju, nasycony jednocześnie brzmieniami bluesa i sposobem traktowania instrumentu w sposób bardziej wirtuozerski z wykorzystaniem zawiłych struktur flamenco.
''Giant Steps'' w tej interpretacji odkrywa zgoła inną estetykę standardu Coltrane'a: świetna partia basu przeciwstawiona jest niewyobrażalnej wręcz wirtuozerii gitary solowej a partie perkusji wręcz perfekcyjnie harmonizują całość.
''Havona'' doskonale oddaje pierwotny klimat utworu Pastoriusa, ukazując jednocześnie nieco inne podejście interpretacyjne. Kubiszyn podczas środkowej pełnej basowych impresji części utworu tworzy partie brzmiące nowatorsko, nie pozbawiając jednak utworu specyficznego klimatu.
Jak wspomniałem, mimo iż nagrania dokonane zostały podczas kliku koncertów, zmiksowano je tak iż mamy wrażenie uczestnictwa w jednym doskonałym pod względem dramaturgii koncercie. Swego rodzaju ''bisem'' jest tutaj czwarta spośród kompozycji lidera -dwuczęściowa: ''Wciąż śnisz, Between a Smile and a Tear'', zagrana ponownie na gitarze akustycznej. Jest to najbardziej chyba ''solowo'' brzmiący utwór, w przeciwieństwie do reszty repertuaru płyty, gdzie trio Napiórkowskiego robi wrażenie niezwykle demokratycznego składu.
Czymś co wyraźnie dostrzegamy na płycie jest właśnie wrażenie obcowania z muzykami idealnie wręcz dopasowanymi do siebie i wzajemnie się uzupełniającymi i rozumiejącymi. Zdaję sobie sprawę, iż to dość oklepany frazes stosowany niejednokrotnie przy opisach formacji. Jakże jednak napisać inaczej w odniesieniu do tej płyty?
''KonKubiNap'' to projekt, który mam nadzieję doczeka się kolejnych płyt firmowanych tym szyldem, który posłużyć może jako marka tria... doskonałego.
zdjęcia i skany okładek: R.R.